Rodzice wychowani w 90tych latach

Rodzice wychowani w 90tych latach

Każdy z nas zanim został rodzicem, był zwykłym człowiekiem, czyimś dzieckiem. Lata ’80/’90 nauczyły nas, aby doceniać wszystko co mamy. Wcześniej dostęp do czegokolwiek ciekawego graniczył z cudem. Jeśli nie zorganizowaliśmy sobie czegoś sami, to nic nie mieliśmy. Nie siedzieliśmy w domu, uciekaliśmy z niego na jak najdłuższy czas. Życie prowadziliśmy na zewnątrz.

W większości potrafimy sobie radzić z nieprzychylną rzeczywistością. Urzędy nauczyły nas, żeby nie ufać obcym. Każdy urzędnik jest obcy. I nigdy nie będzie inaczej. Nie będzie dopóki cały system nie ulegnie transformacji. W mediach tradycyjnych mówi się, że kraj jako taki, przeszedł transformację już dawno. Na obrazkach przeszedł, w głowach jeszcze nie. I nie będzie to takie szybkie i proste jak politykom się wydaje. Pełna transformacja się nie dokona, dopóki każdy z nas nie poczuje, że jego dobro stoi ponad wszystkim innym.

’90

W latach ’90 jak grzyby po deszczu rosły najróżniejsze firmy. Wiadomo. Nie było nic, ktoś musiał tę pustkę zagospodarować. Ten kto miał pieniądze na start, ten tworzył biznes. Ten kto nie miał, ale miał głowę do interesów – organizował pieniądze i zarabiał. Na tej podstawie, w przeciągu ostatnich ~20 lat nasz kraj przywdział kaftan oblepiony najróżniejszymi firmowymi logo. Kochaliśmy te wszystkie firmy szczerze, bo dawały nam coś czego wcześniej nie mogliśmy mieć.

Teraz jesteśmy 30, a nawet 40 latkami. Widzieliśmy w życiu dużo. Kontaktujemy się z całym światem. Bardzo często nie jesteśmy zadowoleni z aktualnej polityki. Mamy świadomość, że większa część rządzących krajem ludzi jest po prostu głupsza i mniej doświadczona od nas. Mamy coraz mniej cierpliwości, bo coraz więcej musimy pracować, żeby mieć ciągle zbyt niewiele. Mówi się, że to „media społecznościowe” dają nam siłę i możliwości do wyrażania swoich opinii. To nie one. To coraz bardziej powszechny dostęp do sieci (i różnych form komunikacji) nas rozwija. Przestaliśmy być zamknięci i hermetyczni. Choć nadal potrafimy nie lubić się ze swoim sąsiadem, łączy nas jednak często jedna rzecz. Wspólny problem.

Kiedy byłem małym gnojkiem, powiedziałem swojej matce coś w stylu „kiedyś napiszę taki program komputerowy, że będziemy cholernie bogaci”. Wtedy narodził się w mojej głowie plan. Dopiero ostatnio zacząłem sobie to uświadamiać. Od małego gnojka pragnąłem robić to co robię teraz. Być może nie piszę „programów” takich jak miałem kiedyś na myśli,  ale tworzę Internet. Robię to od ponad 13 lat. Internet jest moim środowiskiem naturalnym. Widziałem jego początki, przepuszczałem pieniądze rodziców na połączenia telekomunikacyjne i dopiero teraz rozumiem jak dużym ograniczeniem w rozwoju Polski jako takiej, było nędzne traktowanie Internetu przez rząd. Zawsze była to metoda na zarabianie pieniędzy. Żadna mądra głowa nie wpadła na pomysł, że rozwój Sieci i umożliwienie jej łatwego rozwoju, będzie dla Kraju bardziej rozwijające niż wieczne dokładanie do rolnictwa (którego tak czy inaczej nie udało się uratować). Zawsze to był biznes. Pierwsza firma co do której poczułem tzw. „ból istnienia” to Telekomunikacja Polska. Od początku nie potrafiłem zrozumieć, czemu państwowa firma ograbia ludzi. Dlaczego każe płacić sobie pieniądze, za coś co każdy powinien mieć podane pod nos. To mój pierwszy bunt przeciw komercyjnemu systemowi. Trzymałem go od dziecka.

Minęło sporo lat.

W wieloletnim „międzyczasie” z uporem maniaka starałem się żyć z tego co kochałem. Internet. My love. Miałem Cię za ideał. Sami z kolegami biegaliśmy po osiedlu szukając chętnych do założenia sobie szerokopasmowego Internetu. Pisaliśmy petycje, robiliśmy co w naszej mocy, żeby poczuć Internet bardziej niż inni. Czuliśmy, że to jest nasz świat. Nic nie było za darmo. Za każdą minutę surfowania trzeba było płacić. Młodsi czytelnicy nie będą nawet pamiętać takiej jednostki rozliczeniowej jak „impuls”. Nie to nie Matrix. Ale płaciło się za to kosmiczne pieniądze. Fizyczne pieniądze, za coś niefizycznego.

Razem z Łukaszem od najmłodszych lat robiliśmy strony internetowe. Zaczęło się to od stron o naszych ulubionych zespołach muzycznych. W jego przypadku było to Rage Against The Machine, w moim The Offspring. Robiliśmy to, bo czuliśmy, że to jest słuszne. Nie wiedzieliśmy po co to robimy. Ale robiliśmy. W swoich kręgach byliśmy znani. Mieliśmy własne społeczności. Kiedyś tak byśmy tego nie nazwali, dzisiaj tak. Nikt nam za to nie płacił. W życiu nie dostaliśmy choćby jednej kasety (yes, kasety) od wydawcy. Nikt nas nie sponsorował, nie było tam reklam. Ale robiliśmy to, bo kochaliśmy Internet i wiedzieliśmy, że dotrzemy na cały świat. Dzieliliśmy się wiedzą.

Rodzic

Minęły kolejne lata. Doszedłem do ściany. Żeby dalej robić to co kocham, ale żeby podnieść poprzeczkę, musiałem skomercjalizować to co potrafię. Miałem swoją firmę, pracowałem również na zlecenie. Pracowałem dla większych i mniejszych. Miałem sukcesy, miałem porażki. Zawsze wspólnym mianownikiem był: Internet. Gdybym kiedyś pomyślał dla jakich marek będę pracował i jakie projekty zrealizuję, to bym nie uwierzył. Myśl małego gnojka to było coś czystego i niekomercyjnego. Kiedyś uważałem, że będę naprawiał świat. Nie zauważyłem jednak, że czasem podczas pracy go psuję. Sprzedaję swoje możliwości na użytek czegoś złego. Choć brzmi patetycznie, to był wstęp do czegoś innego…

Rodzic wie…

Dzisiaj mogę spojrzeć na swoje życie z perspektywy rodzica i człowieka doświadczonego. Wypielęgnowałem w sobie swoje zainteresowania do granic możliwości. Takich jak ja jest prawdopodobnie wielu. Jesteś to Ty i Twoja siostra. Twoi koledzy i przyjaciele żyjący w tzw. latach dziewięćdziesiątych. Na naszych oczach powstał Internet. Dostaliśmy głos, zaczęliśmy z niego korzystać. Mamy wczesne lata XXI wieku. Zauważyliście, że ten głos coraz częściej tracimy?

Internet był na początku narzędziem, które dawało wolność. To co przeżywaliśmy na jego początku, to najczystsza forma komunikacji. Nikt nie straszył innych terroryzmem, który mógł się panoszyć z racji braku odpowiednich instytucji kontrolujących Sieć. Nikt nie bał się hejtingu internetowego – bo go nie było. Nie istniało coś takiego jak strach przed nieznajomymi z Internetu. Jeśli znałem kogoś z Sieci, to znałem go na tyle, że spokojnie mogłem przenocować w jego domu. Nie chcę wypowiadać się za innych, ale kochałem taki Internet miłością szczerą i dozgonną.

Komercja zżera

A teraz wytłumaczę, skąd ten tytuł. Jeśli jesteś z podobnego rocznika do mnie, to doświadczyłeś tego Internetu o którym wspomniałem. Nie wiem czy widzisz, ale teraz nasze miejsce zajmuje ktoś inny. Są to marki. Inaczej mówiąc, produkty. Inaczej mówiąc firmy. Genialni menedżerowie wpadli po drodze na pewien pomysł. Pomyśleli: skoro jesteśmy dla ludzi, zachowujmy się jak ludzie.

I tak oto, możecie teraz odezwać się na Twitterze do swojej pizzerii i zamienić kilka słów. Ciężko jest znaleźć jakąś branżę, która nie chciałaby być, albo której nie byłoby na Facebooku. Możesz do niej napisać, ktoś po drugiej stronie Ci odpisze. Ale! Im czegoś brakuje. Marki nie są ludźmi. Choćby pracowało dla nich 20 osób na jednej zmianie. Nigdy nie będą człowiekiem. Choć możesz się do nich odezwać, nigdy nie załatwią Twoich problemów jak przyjaciel. Choć będą się nazywać Twoimi przyjaciółmi, nigdy nie pozwolą Ci najeść się za darmo, albo przespać w swoim domu. Jeśli chcą być nami, muszą postarać się bardziej o nasze względy.

My widzimy, że coś nie gra. Ale dopiero nasze dzieci będą mogły zdecydować czy jest w naszym życiu miejsce na taką komercję. To od Ciebie zależy, czy Twoja córka będzie kochać się w Marce/Brandzie/Firmie czy w prawdziwych przyjaciołach.

To my, rodzice trzymamy w swoich głowach wiedzę odnośnie tego jak funkcjonuje dzisiejsza rzeczywistość informacyjna. To my możemy nie godzić się na to co serwują nam firmy obecne w Internecie. One mają kasę na reklamy, my mamy rozum. Kiedyś nasi rodzice/dziadkowie, walczyli na pięści i kule. My dzisiaj mamy przed sobą walkę informacyjną. Nie pozwalajcie na złe praktyki w Sieci.

Jeśli widzicie, że jakiś produkt ewidentnie szkodzi Twoim dzieciom – a święci on triumfy w Sieci. Zrób coś. Powiedz, udowodnij, krzyknij, że coś jest źle! Nasze życie jest oparte o produkty i usługi. Nie musimy bić się o wolność z innymi krajami. Rozleniwiliśmy się i przestaliśmy wątpić w to co serwuje nam nasz telewizor. Wierzymy w obrazki.

Wszyscy jesteśmy rodzicami i mamy możliwość decydowania o tym jak będzie wyglądać przyszłość czekająca na Twoje dzieciaki. Nie pozwól zarabiać pieniędzy jakiemuś komercyjnemu nowotworowi.

PS.
Żaden singiel nie pomyśli o problemach dzieci i rodziców.
Takie rzeczy dostaje się w gratisie z dzieckiem.

Then I take a deep breath 
And I get real high 
And I scream from the top of my lungs: "what's goin' on?"

2 comments
  • blogojciec
    14/09/2014

    Gary Vaynerchuk ma takie powiedzenie: „Marketers ruin everything”. Internet był fajny? Marketingowcy. Poczta internetowa była fajna? Marketingowcy. Zakupy grupowe były fajne? Ty już dobrze wiesz kto.

    I to idzie dalej. Nie zatrzymuje się. Zawsze jest jakieś nowe fajne miejsce, jeszcze nie skażone komerchą, na którym można zarobić pieniądze. Dlatego masz rację, że musimy nauczyć nasze dzieci odróżniać produkt firmowy (chociażby była nim opinia w Internecie) od czegoś prawdziwego i szczerego.

  • Bartłomiej Panek
    17/09/2014

    Nie marketing jest zły, ale my sami. Gonimy królika i sami zapominamy po co. Kto pracuje w tych firmach? Kto kupuje ich produkty? Jacyś oni, ci źli? A przecież to są tacy sami ludzie jak my. Nawet Ci co to wymyślili mają zapewne własne dzieci i rodziny. Wszyscy tłumaczymy się, że „taką mamy pracę”. Koncerny wyrosły w siłę na nas tak naprawdę, na pokoleniu lat 80/90. To my wybudowaliśmy sobie komercję. To my na to pozwoliliśmy. To zrobiło nasze pokolenie. Tylko nie mów, że nikt nie ostrzegał… Robocop (1987) – film o cyborgu, a w tle wielka korporacja. Naszym zadaniem jako rodziców jest nauczyć odróżniać dobro od zła, fikcję od rzeczywistości, to co najważniejsze – miłość, zaufanie, rodzina.

Comments are closed.