Mój nieład dnia

Mój nieład dnia

Jednemu z tekstów, które popełniłem, należy się kontynuacja. Kiedyś opisałem jak wygląda plan naszego dnia. To co jest tam napisane, nie jest już aktualne. Tak jak Krzysztof Krawczyk nie śpiewa już niektórych swoich numerów, tak ja nie mogę grać niektórych swoich. Zobacz: Dlaczego w domu mam burdel »

Krzysiek jest złym przykładem. On jest wiecznie młody. Natomiast taki Rysiek nie zaśpiewa już swoich starych zużytych piosenek. On co najwyżej odgrzeje kotleta o brązie. Ja też nie mogę odgrzewać byle czego. W naszym domu nie walają się już pieluchy. Ja inaczej ogarniam pracę. Zrobiliśmy progres, chociaż równocześnie zachowaliśmy swój zdrowy nieład.

Będą podawane godziny, bo tak zrozumiecie pewne historie w odpowiedni sposób. Miksuję dzień pracy z dniem wolnym, bo ostatnio wszystko się wymieszało. Pracę robię w nocy, w dzień ogarniam dzieci, śpię w dzień, jem w nocy, nie śpię w nocy i tak w kółko.

Ten tekst nazywa się:

Wszystko pod kontrolą, rodzicielską.

03:30

Startuję od tej godziny, to jest punkt kulminacyjny. Albo kładę się spać o tej godzinie, albo budzę się na chwilę do dzieci. Jedno i drugie wymaga podniesienia tyłka i pozostania w trybie „za chwilę położę się i będę spać dalej, nie zapamiętuj co się teraz dzieje”. Jeśli chcesz mieć dzieci i myślisz, że to super zabawa naprawiająca świat – ustaw sobie w nocy budziki, budź się bez powodu, przejdź się po domu. Tak na dobry początek zacznij przywykać.

04:00

Piciu. Pić. Woda. Sok. Cokolwiek co mokre, musisz po to iść do kuchni. Jeśli masz picie pod ręką, to nie będzie się nadawać. Pół godziny temu zasnąłem, więc udaję, że śpię dalej. Po dwóch latach takiego trybu wydaje mi się, że faktycznie w tym stanie śpię.

04:30

Drugie dziecko. To samo. Powtórzenia idą z częstotliwością godną Ewy Chodakowskiej.

05:00

Dzwoni budzik. Jakiś zapomniany budzik, który powinien być wyłączony. Cóż. Nie o wszystkim da się pomyśleć. Spoglądam na godzinę, w miarę trzeźwo podsumowuję w myślach: za godzinę wstajesz, więc nie przejmuj się tym.

05:30

Pies i koty postanawiają zacząć dzień, odganiam się od nich tłumacząc, że zaraz wstaję, więc „nie przeszkadzajcie mi darmozjady”.

06:00

eh.

06:30

Żona wstaje, ma trochę dosyć biegania kotów po głowie, więc wyrzuca je za drzwi.

06:31

Wszystkie zwierzęta po drugiej stronie drzwi mają zajawę na wejście do nas. Ignorujemy. Ignorujemy intensywnie.

07:00

Budzi się pierwsze dziecko i oznajmia, że słońce już wstało. No shit Sherlock.

07:30

Z łóżka wyrywa mnie głośny klakson. Gdzieś w głowie obijają mi się dwa elektrony, jeden proton i masa ciemnej energii… coś mi mówi, że to śmieciarka, a ja nie wystawiłem śmieci. Jeśli nie wybiegnę w jedną minutę, to przez najbliższe dwa tygodnie będę oglądał furę śmieci leżącą pod domem. Syf. Biegnę. Śpię i biegnę. Jest -5 stopni, a ja w koszulce, gaciach, bez skarpet. Adidasy na nogach. Pięknie jest!

Pospałem to idę robić śniadanie, bo jak na złość wszyscy są już głodni. Kto by się tego spodziewał?

07:35

Zjedli po gryzie i poszli spać. Mi się już nie chce jeść. To znaczy chce mi się, ale już nie mogę i nie mam czasu o tym myśleć.

I tu jest czas na wtrącenie. Dwa lat temu o tej godzinie mieliśmy również otwarte różne tematy. Wtedy i teraz jest zapierdol do rana i od rana. Ale teraz jakby jest łatwiej. Może tak nie wygląda, ale tak jest.

08:00

Jem śniadanie. W domu bardzo dbamy o zdrowie. Mamy od jakiegoś czasu Thermomixa. Staramy się jeść naturalne produkty, myślimy nad tym co jemy. Szanujemy swoją wiedzę. A ja właśnie wpierd… jedzenie pod tytułem: „Dzień dobry, poproszę Two For You, McMuffin z Jajkiem  i Cappucino z podwójnym cukrem.” Skoro wszyscy tak narzekają na McDonalds, to dlaczego nie powstanie sieć McDrive dla kierowców, którzy chcieliby zjeść zdrowe śniadanie? Może dlatego, że upadłoby to tak szybko jak powstało?

Pozdrawiam Cię rozsądku, pozdrawiam Cię myślenie. Niedługo pozdrowicie mnie znowu środkowym palcem.

08:15

Stoję. W korku. Do wyboru mam dwie stacje. Albo AntyRadio i parę fajnych kawałków. Albo RockRadio w którym posłucham Kędziora i Tymańskiego, ale nie uraczę niestety dobrej muzyki. No może niezbyt często jest tam po prostu muzyka. Sami wiecie czemu. No i klikam tam sobie te przyciski 1 i 2 na radio. Aż dojadę do biura.

08:50

Ale ja dalej jadę. Zaczyna się „Poranne Szczytowanie”. Robi mi się lepiej. Pozostałe części Warszawy też są w dupie i stoją. Hurra. Lepiej jak wszyscy mają problem.

09:00

Dzwoni książę Z. Nie podam imienia bo się obrazi, że nazwałem go „książem”. Dalej stoję w korku, w międzyczasie dzwoni żona. Wiem, że będzie obrażona, że nie mogła się dodzwonić. Żadna nowość.

09:05

Odpisałem już na dwa maile.

09:10

Mam pierwszą misję domową. Jeszcze nie dojechałem do pracy, a dostaję już porcję: potrzebujemy tego, brakuje nam tego, muszę pojechać po to itd. itd. Już nie będzie komfortowo, będę ścigał się z czasem do końca dnia.

09:30

Dzieci spadły ze schodów, koty uśmierciły psa sąsiadów i podobne historie. Jeśli widzieliście film „Dzikie Historie” to zrozumiecie. Odbieram telefon o 9:30, a w moim domu wydarzyły się już rzeczy niestworzone. Co mi tam, mam kreatywną pracę, więc nie znam definicji słów „nadmiar informacji”. Ale gdybyście coś słyszeli, to szukam psychologa. Chętnie porozmawiam z kimś, czy to normalne być zmęczonym dniem w okolicach tej godziny.

10:00

Odpisałem na kolejne 6 maili. Odebrałem jeszcze 5 telefonów.
Ale jak zapytasz moją żonę, kto jest multi-uzdolniony, to ona powie, że ona ogarnia więcej na raz.

10:30

Muszę wrócić do domu. Poza tym, że nie mam ze sobą ładowarki do laptopa, bo dzieci mi ją rozpakowały po cichaczu, to – nie stało się nic. 30 km w jedną stronę. W okolicy południa będę zastanawiał się „po co w ogóle wychodziłem z domu?” Tymczasem nie mam czasu myśleć. Muszę wisieć na telefonie.

12:00

Przypominam sobie że jeszcze nie jadłem. Myślę co by tu zamówić. Nie będę się tu rozwodzić nad tematem zamawiania, Foodpandami i innymi Pyszne.pl. Będę myślał o tym jedzeniu jeszcze przez najbliższe 3 godziny.

12:30

Trochę już mnie ten dzień zmęczył. Okazujesz słabość w pracy, mówisz, że padasz na pysk. Ale zawsze znajdzie się gdzieś obok bezdzietny kolega, który sprzeda Ci jakąś fajną radę:
– napij się Red Bulla
– wypij kawę, zrobi Ci się lepiej A

You don’t know shit bro!

Jak mówię, że padam na twarz to dlatego że mój organizm ma chęć zasnąć na biurku. Albo gdziekolwiek. Nie słyszałeś jeszcze o rodzicielskiej narkolepsji? To stan w którym możesz zasnąć byle gdzie, byle nie było w pobliżu dzieci.

13:00

Fajnie jest. Powoli włącza mi się migrena, bo nie jadłem nic, ale znalazłem w biurku jakiś stary batonik. W TV przecież mówią, że Snickers to kęs energii.

14:00

W pracy piąte spotkanie, w domu właśnie śpią. Ja rozkminiam czy nie byłoby lepiej gdyby to moja żona pracowała na etacie, a ja wychowam dzieci. Też mógłbym spać w dzień. Może doprowadziłbym dom do ruiny, ale bym spał. Spanie jest spoko.

15:00

Zaczynają się telefony z domu.  „A nie mógłbyś wyjść wcześniej, potrzebuję pomocy z potworami? Spaliłam obiad, młody wrzucił kota do sedesu, kanapa jest ubrudzona obiadem, wszystko źle!”
Tak, ku.. mógłbym, wyjść i nie wrócić. Płacą mi przecież za statystowanie.

16:00

Z relacji na facebooku wynika, że w domu dzieje się armagedon. Całe szczęście, że jestem tak daleko, że mnie to jeszcze nie dotyka. Mam jeszcze godzinkę, po drodze zahaczę o sklep. Zejdzie się do 18. Może dzieci będą już szły spać?

17:00

Nie mam już „pracowej” wymówki. Muszę zawijać wrotki. Jeszcze tylko godzina korków po drodze do domu i wrócę do swojego królestwa chaosu w którym nic nie da się ogarnąć.