Najdłużej recenzowany produkt na tym blogu

Najdłużej recenzowany produkt na tym blogu

To śmieszna sprawa jest. Zazwyczaj jak produkt mi się nie podoba, nie czuję, że ma sens, to o nim nie piszę. Na wypadek gdybym jednak nie miał racji. Polecam rzeczy, które odnajdują zastosowanie w naszym życiu – inne po prostu olewam. Mnóstwo czasu temu, rok, albo dwa, dostaliśmy do testu różowy Tron (!) od Fisher Price.

Mój stosunek do tej rzeczy był mniej więcej taki:

  1. co za beznadzieja, po co to komu?
  2. to jest różowe, gorzej być nie może
  3. córka by to chciała, może się zastanowię
  4. mamy to w domu
  5. 6 miesięcy – nikt tego nie używa
  6. 7 miesięcy – nikt tego nie używa, a na dodatek mam dosyć tej melodyjki
  7. 8 miesięcy – melodyjkę da się wyłączyć
  8. rok – to nie padły jeszcze baterie?
  9. cały dom, włącznie z kotami, sikałby właśnie do różowego tronu z melodyjką
  10. łazienka nie byłaby łazienką gdyby nie to.

Różowo biały sedesik. Rozmowa na ten temat zarezerwowana jest tylko dla prawdziwych facetów. Kupcie to swoim księżniczkom. Chwila wstydu przy kasie w Smyku i macie w domu praktyczną zabawkę. Dobrze, że na początku naszej przygody nie napisałem, że to shit. Bo shit to nie jest. Tzn nie dosłownie.