O co chodzi w blogowaniu?

O co chodzi w blogowaniu?

Czwarty rok to robię i spodziewałem się, że kiedyś do tego dojdzie. Sieję wiatr, zbieram burzę. Podejmuję nudne tematy, mam nudną dyskusję. Biorę się za palące problemy społeczeństwa, pojawiają się reprezentanci obu stron medalu. Zwolennicy i przeciwnicy, a oni biją się bez skrupułów. Chciałbym wierzyć w to, że uda się kiedyś pogodzić różne perspektywy ludzi, ale nie – nie da rady. Wojna to nasz naturalny stan. Zawsze znajdzie się jeden, który wie lepiej, albo lubi inaczej i będzie chciał to wyrazić. Często za wszelką cenę. Dla innego z kolei obrona własnych wartości jest i pozostanie najważniejsza na świecie.
Internet jest tak prostym i dostępnym narzędziem, że każdy może dziś wygłaszać swoje mądrości. Czy to dobrze? Z punktu widzenia jednostki – super. Z punktu widzenia społeczności – nie wiem. Okaże się za kilkanaście lat, kiedy przekonamy się do czego prowadzi wolność wypowiedzi na każdy temat.

Moja Utopia

W moim świecie, wszyscy znajomi, szanują zdanie innych. Każdy z nich może robić co innego dla pieniędzy. Może inaczej wychowywać dziecko i inaczej spędzać wolny czas.
Nikt się w to nie wpieprza, bo łączy nas jeden cel: chcemy dla siebie dobrze. Dążymy do zrozumienia. W naszych codziennych relacjach doszliśmy już do etapu, na którym się nie kłócimy. Teraz raczej spieramy na argumenty. Jeśli mamy odmienne zdanie, nie bijemy się po twarzach. Akceptujemy, myślimy i wracamy do rozmowy, żeby spróbować jeszcze raz. Lepiej rozwiązywać problemy, niż generować nowe.

Ktoś, kto nie ma czasu do stracenia, będzie szukał relacji charakteryzujących się wyższą wartością i kulturą. Ja też tak mam. Szukam ludzi inspirujących i pchających mnie do przodu. Uciekam od tych, którzy ciągną mnie w dół i odbierają chęć do życia. Nie dlatego, że jestem zbyt miękki, żeby zmierzyć się z nimi, ale dlatego, że ja już swoje bitwy stoczyłem.

Generalnie, lubię kiedy rzeczy są zrobione dobrze. Nie znoszę półśrodków w pracy. Nie robię rzeczy połowicznie dobrych (chyba, że są to zadania domowe, typu; pranie, mycie podłogi), nie lubię kiedy ktoś nie szanuje czyjejś pracy. Nienawidzę kiedy ktoś mówi mi, że czegoś nie da nie się zrobić, tylko dlatego, że nie chce mu się tego zrobić. To czuć przez skórę! Mnie nie nabierzesz. Nie znoszę ludzi depczących pracę innych. Wiem natomiast, że najłatwiejszą metodą na szybkie zdobycie popularności (dużej ilości czytelników i wysokich statystyk) jest oplucie i wyszydzenie kogoś z drugiej strony.

Chcesz być popularny? Napluj na godło.

Ten temat od dawna mam w głowie: „O co chodzi w tym blogowaniu?”.
Chyba już wiem. Chyba mam odpowiedź. Obserwowałem Internet od początku. Internet rozkwitał na moich oczach. Na przestrzeni lat obserwowałem różne trendy.
Swoją pierwszą stronę powiesiłem mając 15 lat. I pomimo, że mogłem już wtedy założyć bloga, nie zrobiłem tego. Wtedy nie czułem się wiarygodny. Brakowało mi jaj do pisania. Potrzebowałem jakiegoś impulsu. W moim przypadku było to pierwsze dziecko.

Blogowanie nie dla każdego oznacza to samo. Dla jednego jest to opisywanie historii swojego życia, dla innego podróże. Są tacy, których dokonania opierają się na krytyce tych twórczych autorów. Sami nie potrafią napisać nic. Są też tacy, którzy piszą, bo to modne. Niektóre blogi przekładają życie 1:1, a dla mnie to życie, to zabawa i kreacja. Jestem stabilnym człowiekiem. Fakt, czasem złość i energia mnie ponoszą i piszę emocjonalny tekst, ale wydaje się Wam, że „kurwa” i „pierdolę” to jest coś, czego ja nie kontroluję?

Te, nie mędrkuj

Bo co? Przeszedłem długą drogę, zdobyłem niemałe doświadczenie i teraz mam czas na mądrzenie się. Zanim zacząłem pisać bloga, robiłem w sieci mnóstwo innych rzeczy.

Na początku, nikt nie był w stanie zaserwować strumienia informacji na takim poziomie, żeby poczuć kosmiczne rzeczy typu, stały streaming, youtube, albo w ogóle pobieranie multimediów.
Pamiętam jak wyszedł WinAmp. Mediami dzieliliśmy się z ręki do ręki. Przychodziłeś, łączyłeś dwa dyski i kopiowałeś. Tak samo wykonawcy zza granicy. Nie mieli teledysków, ale mieli tysiące fanów. Przyjeżdżali do Polski raz na ruski rok i te koncerty były bombowe. Każdy czuł więź z drugim człowiekiem, atmosfera sprzyjała. Nie było za to setek zdjęć i płacenia za każde pierdnięcie. Świat był inny. Większość dzisiejszej masy internautów, nie ma pojęcia jak to było naprawdę.

Bawi mnie, że opowiadanie o tym jawi się „patetycznie”. Wiem, że to przerysowanie,
ale opowiadając historię powstania Internetu, można mieć w głowie przełom typu „wolność dla świata”, choć w kontekście wielkości społeczeństwa internetowego
w tamtym okresie, to i tak było coś. W dzisiejszych czasach żyje wielu specjalistów, którzy nie są nawet w stanie wyobrazić sobie tego, o co wtedy chodziło.

Internet dojrzał wraz z TPSA

Internet to taki specyfik, który na przestrzeni lat stał się medium podobnym prawdziwemu życiu. To już nie jest zabawka i projekt naukowy. Internet jest umocowany w codzienności . Tak jak piętnaście lat temu kompletnie nie wiedzieliśmy jak dobrze wykorzystać Internet, tak w dzisiejszych czasach ludzie myślą, że mogą go okiełznać lepiej.

To zabawne, ale blogowanie jest efektem pewnej dojrzałości polskiego Internetu. Dawniej, po wyniku TPSA można było określić, mniej więcej, ilu internautów żyje aktualnie w Polsce – true.

W roku 2000 po globalnej sieci surfowało około 365 000 000 internautów.
Czternaście lat później ich liczba wzrasta do 3 000 000 000!

W Polsce, w 2000 roku ok. 2 300 000 gospodarstw domowych korzystało
z szerokopasmowych łącz. W 2014 było ich już 18 500 000.

Spójrzcie, jaki postęp się dokonał! Nie rozmawiamy przecież w grupie osób mających wiedzę techniczną na wyłączność (so called „informatyk”). Wszyscy mają dziś zdanie na temat Internetu i tego co w nim znaleźli. Teraz wypowiedzieć się może każdy.

Czytałem ostatnio ciekawy artykuł o zanikaniu wartości „autorytetu”. To fakt, autorytet nie ma już mocy. Zwłaszcza kiedy Internet jest wszechobecny i łatwo dostępny. Ludzie wykorzystują ten fakt i w dobrze rozeznanej wirtualnej rzeczywistości budują swój obraz na nowo. Tam nie potrzebują punktów odniesienia. Tam przybierają pozy, które stanowią o nich na nowo. Czy zanik wiary w autorytet, to wina ludzi? Czy może autorytety na przestrzeni lat się nie sprawdzały i mamy ich dosyć? Gdyby autorytety faktycznie były tak wartościowe, to czy nie ostałyby się do dziś? A może to media zniszczyły wartość autorytetu przypisując go „celebrytom”? I dlaczego w kryzysie wiary, obwinia się odbiorcę finalnego?


Bloger to ekshibicjonista

To żadna nowość, właściwie nic odkrywczego. Każdy może to stwierdzić. Generalnie jest to prawda. Bloger to taki ekshibicjonista…, ale raczej nieśmiały.
Jak każda umiejętność specjalistyczna, tak i blogowanie jest specjalnością. To nie jest tylko pisanie na jakiś temat. O, nie. To jest umiejętność zabawy słowem. Dla blogera pisanie jest pewną formą kreatywnej realizacji. No, ale cały ten ekshibicjonizm naraża blogera na kontakt z publicznością. A tu już łatwo o krytykę. Jeśli twórca jest zdrowy na umyśle, to potraktuje krytykę jako napęd, albo przynajmniej ją zignoruje. Lepiej, kiedy ignoruje, bo konfrontacja w skali 1 bloger : 1 000 odbiorców – to perspektywa raczej marna.

W blogowaniu chodzi o sporo rzeczy. Można poruszyć każdy temat. Blog nie ma zamkniętej formy. Może być wszystkim i niczym. To, co czytamy na blogu też może być takie – siakie lub nijakie.

Bloguje się na różne sposoby:

– wiarygodny i prawdziwy
jak Mix Kolanko, bloger mówi jak jest. Ale mówi szczerze, nie owija w bawełnę. Nie nagina rzeczywistości. Pisze tak przez 3 miesiące i okazuje się, że nikt nie chce go czytać. No bo co ciekawego jest w normalnym życiu?
– taki, jakim chcą mnie widzieć inni chorągiewka. Nie ma jaj. Robi to, co inni robią. Jak inni mają dużo lajków, to on pisze na ten sam temat. Wbrew pozorom, jest to metoda na bycie popularnym, ale czy ktoś taki jest wiarygodny? Nie jest. Nie jest inicjatorem własnej idei.
-komercyjny – czytasz, i wiesz, że coś tu śmierdzi. Niby ładnie napisane, ale zawsze gdzieś pojawia się nazwa jakiegoś produktu, zawsze coś śmierdzi plastikiem. Dopóki gadasz o dupie Maryni jest dobrze, ale jak wjeżdża jakiś poważny temat, nie za bardzo wiesz czy to dowcip jest, czy prawda.
– pro- coś tam – Np. pro-zdrowotny. Skupia się na jednej rzeczy. Wynajdzie wszystkie atuty zdrowia. Ma u siebie wszystko poza rzeczami, które rozmijają się z jego ogólną koncepcją.
– anty- coś tam – Np. Anty-szczepionkowy. Skupia się na tym, żeby ci pro-szczepionkowi zwątpili w to, w co wierzą. To agresywniejsza forma blogowania. Zazwyczaj wiąże się z agresją wobec pozostałych grup. Często posługuje się nieczystymi zagrywkami, bo „skoro nie możemy przebić się ze swoją myślą czystymi metodami, to wykorzystajmy te brudne. Nam wolno”.
– specjalistyczny – bloger skupiony na jednej rzeczy, autor specjalista, utytułowany albo przynajmniej zainteresowany głównie tym, o czym pisze. Szukaj u niego tego, na czym on się zna. O reszcie zapomnij.
– lifestyle nie ma czym zainteresować, ale fajnie pisze i ludzie to czytają. Stosunkowo najłatwiejsza forma, ale tu trzeba być i aktorem, i ekshibicjonistą jednocześnie. Musisz pokazywać wszystko, co masz. A jeśli nie chcesz, musisz grać. Zawsze grać.

I pośród tego urodzaju stylów błądzi tłum ludzi, nieznających żadnego podziału.
Łykają wszystko, jak leci. Przysłowiowy „młody pelikan” udławiłby się na śmierć. Nie dopuszczają możliwości, że autor dodał coś od siebie, że zabarwił, że podbił. Sądzą, że tekst, skoro jest napisany i opublikowany jest tekstem prawdziwym, autentycznym i rzetelnym. Traktują go 1:1. Zero dystansu, zero refleksji. Zero.

I to jest właśnie blogowanie…
Trzeba odnaleźć w sobie ten pierwiastek, który pozwala napisać fajny tekst na ciekawy temat i wtedy jedziesz!… w przeciwnym razie piszesz o czymkolwiek, do kogokolwiek, kogo zainteresuje cokolwiek.

3 comments
  • blogojciec
    01/02/2015

    Przeczytałem i dalej nie wiem o co chodzi.

  • Małgorzata
    01/02/2015

    A ja wiem 😀 Święta prawda (Y)

  • drevdhevd
    02/02/2015

    Ano, prawda. Pisać może każdy, ale zainteresować trzeba umieć 😉

Comments are closed.