Po co w ogóle ubezpieczać dzieci?

Po co w ogóle ubezpieczać dzieci?

Nigdy nic nie złamałem, nigdy nie byłem w szpitalu. Ubezpieczenie nie jest mi potrzebne, bo przecież ja nigdy nie ulegam uszkodzeniu. Dotknął mnie efekt potwierdzenia, dzięki któremu wynajdowałem najróżniejsze sposoby na potwierdzenie tego co już na ten temat myślę. Nie potrzebuję ochrony, bo nic mi się nie dzieje. Niezniszczalny. Iron man.

Jak zwykle problem rozwiązały moje dzieci. Ich pierwsze lata życia pokazały, że może ja nie złamałem sobie palca ani ręki, ale one mogą. Przypomniały mi też, że raz prawie zabiłem się wbijając sobie drut w gardło. Raz spadłem z kilku metrów z drzewa, skakałem z pierwszego piętra na niezabezpieczonej budowie, czy wbiłem sobie brudny gwóźdź w stopę. Te wspomnienia i zbliżająca się wizja szkoły moich dzieciaków przyspieszyły poważne myślenie o ubezpieczeniu ich.

Ostatnio prowadziliśmy z Wami rozmowy na Facebooku. Pytaliśmy o problemy logistyczne, które pojawiają się w domu w momencie kiedy dzieci idą do szkoły.
Odpowiedzi wzbudziły obawy o bezpieczeństwo naszych dzieci. Wiadomo, że jakiś lęk mamy od urodzenia, ale zmienia on swoją formę. Mając dziecko obok siebie boimy się o ich bezpieczeństwo mniej, niż w momencie kiedy oddajemy je obcym ludziom: do żłobka, przedszkola czy szkoły. Zostawiając je poza domem nie mamy już bezpośredniego wpływu na to co się z naszym dzieckiem stanie.

Spokój w głowie możemy zapewnić sobie wybierając dobre i bezpieczne placówki oraz miejsca w których kadra jest bez zarzutu. Ale co z resztą? Jest tyle sytuacji w których nie da się zapewnić stu procentowej ochrony, że jedynym rozwiązaniem jest ewentualne minimalizowanie strat. Mówię o czasie kiedy dzieci mają akurat przerwę lub czas wolny, zwyczajne wypadki losowe na które nie mamy wpływu.
Tu wpadliśmy na temat ubezpieczeń.

Szczerze? Tak jak pisałem na początku, nigdy się tym tematem nie interesowałem. No może jeśli chodzi o ubezpieczenie samochodu, ale tutaj wyjścia nie mam, państwo nakazuje zabezpieczanie się. Zdarzyło mi się ubezpieczyć telefon ale jak Wam pisałem, właściwie było to bez sensu.

Naszą rodzinę ubezpieczam jedynie z przymusu, płacąc ZUS, z którego i tak właściwie dzięki Bogu nie korzystam. Nie stać nas na leczenie w państwowych placówkach, bo nie stać nas na siedzenie w kolejkach, chociaż w sumie jakbym się uparł, to mógłbym właściwie wtedy też pracować 😀

Zobaczcie rozmowę na tematy wypadków poza-domowych. Ponad 250 komentarzy, a sporo z nich mówiło o tym, że wypadki jednak się zdarzają. W odróżnieniu od moich doświadczeń, ludziom dzieje się krzywda.

Ale do brzegu…

Co roku, gdy Wasze kochane dzieci wracają do szkół i przedszkoli, zbieracie się w placówkach by omówić organizację roku szkolnego. Zawsze pojawia się tam temat ubezpieczenia dzieci od wypadków.

Kiedyś temat był obowiązkowy, od 2014 roku na szczęście już nie. Często słyszałem o tym, że dopóki dziecku nie wykupisz ubezpieczenia, to nie może ono pojechać na wycieczkę. Ja to rozumiem. Poza domem, na wycieczce, obce osoby, przypadkowe problemy. Niestety najczęściej okazywało się, że ubezpieczenie które „chroniło” dzieci obejmowało urazy nabyte tylko na terenie szkoły lub przedszkola ;). Ups.

Czemu na szczęście?

Bo to powoduje, że sami musimy wpaść na pomysł, że dziecko trzeba ubezpieczyć.
Ubezpieczenia grupowe, które proponują przeważnie szkoły czy przedszkola, są mocno okrojoną formą dostosowaną do ogółu.

Składka roczna jest śmiesznie mała, bo wynosi około 35 zł. Jak się nie zagłębiasz, to w sumie jest spoko, bo nie trzeba płacić dużych składek. Gorzej jest jak zerkniesz w tabelki i przeczytasz co masz za te 35zł rocznie. Masz usługi adekwatne do tego ile zapłaciłeś, czyli możesz oczekiwać na: wielkie nic.

Warto przed podpisaniem takiej polisy przeczytać co podlega ubezpieczeniu i w jakiej wysokości. Do tego przyda się Wam tabela uszczerbków. Macie tam wypisane jasno, jaka jest wysokość świadczenia odpowiadająca procentowi sumy ubezpieczenia.

Lilka the master od disaster
Lilka the master od disaster

Prosta matematyka

Czyli łopatologicznie: 
Zakładając, że wpłacasz 28 zł rocznie, to za złamanie ręki dostaniesz od 120 zł w zależności od stopnia złamania. A przy opcji 128 zł rocznie, za to samo złamanie dostaniesz od 500 wzwyż w zależności od stopnia złamania.

Analogicznie jest ze zwrotem kosztów hospitalizowanie dziecka. W najniższym pakiecie taki zwrot otrzymacie w wysokości 20 zł za dzień, a w pakiecie najwyższym 100 zł za dzień.

http://edupolisa.pl

Link ten prowadzi do ubezpieczenia, które nas najbardziej przekonało. Możecie, a nawet powinniście zrobić rozeznanie, które ubezpieczenie jest dla was najlepsze. Warto wziąć pod uwagę to co obejmuje ubezpieczenie, na jakim terenie, czy zakazuje sportów ekstremalnych, czy macie jakieś korzyści poza tymi z pakietu.

UWAGA, KOD ZNIŻKOWY dla czytelników TATA w PRACY:
Przy zamówieniu wpisz: TWP10
Dostaniesz 10% zniżki na ubezpieczenie.

W edupolisie dodatkowymi opcjami są korepetycje dla dzieci, które długo przebywają w szpitalu, przyjazd pielęgniarki lub lekarza oraz transport medyczny oraz łóżko dla rodzica gdy dziecko jest hospitalizowane.

Tak jak napisałem na początku. O ile temat ubezpieczeń ignorowałem umiejętnie przez ponad 30 lat, o tyle w tym roku zastanowiłem się nad nim po raz pierwszy w kontekście moich dzieci. Do tej pory płaciłem jakieś mikro składki ubezpieczeniowe myśląc „i tak nic z tego nie dostaniemy, płacę po jest przymus”. Teraz sytuacja się zmienia. Najwyższe pakiety składkowe w edupolisie kosztują 124 zł, czyli tyle co jedna porządna butelka whisky, albo jeden restauracyjny obiad dla całej rodziny. Dopiero jak porównałem sobie ile kosztują te rzeczy, to doszedłem do wniosku, że nie stać mnie na niedokupienie dodatkowych ubezpieczeń. One po prostu zwrócą się przy pierwszym wypadku. Choć mam nadzieję, że nie wydarzy się on nigdy.

Jeśli uważacie, że „nam się i tak nie stanie krzywda”, to zerknijcie w wątek na naszym facebooku. Doświadczenie INNYCH LUDZI, podpowiada, że warto się tym tematem zająć. Żeby nie być Polakiem mądrym po szkodzie.

Po co ubezpieczenia?
Po co ubezpieczenia?
4 comments
  • Quee OfSpades
    28/09/2017

    Trzeci rok ubezpieczam syna indywidualnie, od kiedy poszedł do żłobka. Płacę ok. 150zł za rok inie narzekam, jak dotąd okazywały się one najlepiej wyrzuconymi w błoto pieniędzmi w życiu. Mam nadzieję że tak zostanie.

    • Tata w Pracy
      28/09/2017

      Ja to zacząłem rozumieć dopiero po 30 latach. Wydaje mi się, że sprzedawcy psuli do tej pory wizerunek „ubezpieczeń” jako takich.

  • Rafti
    01/10/2017

    no po co ubezpieczać? Nie znalazłem odpowiedzi. Kasa wyrzucona w błoto! Mam płacić 150 zł by otrzymać 500 zł za złamanie? Dziękuję, odkładam tą kasę, po 3 latach jestem już na plus. Cale te ubezpieczenia dzieci to gigantyczny przekręt branży żerujący na tym, że ludziom się wydaję, że „są chronieni” – niby jak, niby przed czym, niby po co? Ogłupianie ludzi podobnie jak ochroną na osiedlu tylko jak się okazuje nie mają uprawnień, nie mają predyspozycji, monitoring nic nie daje etc. Tu podobnie. To jakieś mrzonki o jakiejś ochronie. Równie dobrze można dać na mszę

    • Tata w Pracy
      01/10/2017

      Ano widzisz, to są kwoty minimalne. Myślałem tak samo jak i Ty, ale jak poczytałem ile osób miało wypadek kwalifikowany do wypłaty świadczeń, to zmieniłem zdanie. To jest trochę jak taka loteria, która losuje po parę razy w serii.

      Można odkładać to fakt. Ale w pięć lat odłożysz 600 zł? Proces z tego nie urośnie tak, żeby pokryć kosztu jednej poważne wizyty szpitalnej.

      Serio, jak to liczysz? Patrzyłeś w to co podlinkowałem w tekście? Najmniejsze pakiety nie mają sensu, ale największy wsparcie. Może masz spokojne dzieci, które się nie tłuką 😉

Comments are closed.