Jesteśmy źli, zmęczeni i rozżaleni.

Jesteśmy źli, zmęczeni i rozżaleni.

Xavier Sotomayor

Rodzicielstwo to huśtawka nastrojów. Nieważne czy jesteś ojcem czy matką – dostajecie od życia po równo. Nie równocześnie, ale po równo. Nie ma grup uprzywilejowanych. Gdybym miał dzisiaj wygłosić opinię o tym czy warto mieć dzieci – to odpowiedziałbym, że nie warto i że nie polecam. Tak dużej dawki odpowiedzialności, stresu, bezsenności i bezsilności nie czułem w żadnych innych warunkach. Nawet wtedy kiedy w podstawówce wybiłem sąsiadowi szybę i czekałem w domu na wyrok. Nie czułem go nawet wtedy, kiedy w pracy na projekcie o siedmiocyfrowym budżecie nie daliśmy rady skończyć na czas.

Atmosfera w kraju całkowicie nie sprzyja budowaniu rodziny. Ja sobie mogę na codzień pomijać śmierdzące sprawy i kolorować rzeczywistość, ale poczucie bezpieczeństwa, spokój, pewność kolejnego dnia, to są rzeczy o których możemy sobie zazwyczaj poczytać tylko w książkach lub posłuchać w opowieściach obcych ludzi. Znam kilka takich osób i wiem, że dotarcie do spokoju w głowie to wyboista droga.

Nie mówię o niewielkiej grupie ogarniętych osób, dobrze urodzonych, otoczonych oddanymi i mającymi zawsze czas rodzinami. Mam na myśli tych, którzy chcą być samodzielni lub są zmuszeni do tej samodzielności.

Albo założymy sobie, że równamy do środka stawki, albo będziemy dostawać baty za swoje ambicje. Bez twardego dupska nie dojdziemy niemalże nigdzie.

Nie istnieje coś takiego jak przyjazna atmosfera do posiadania dzieci w Polsce. Nie mamy klimatu, nie mamy mentalności jako cała społeczność. Oczywiście jako jednostki mamy nasz typowo polski charakter. Charakter dzięki, któremu za tysiąc złotych jesteśmy w stanie kupić rzeczy za dwa tysiące złotych. To dzięki niemu zapieramy się, czekamy po 3 miesiące na pensje, godzimy się na opóźnione faktury oraz akceptujemy, że mało co w tym kraju działa dobrze. To dzięki charakterowi cieszymy się z tego, że są na świecie ludzie mający gorzej od nas.

Historię z rodzicielstwem zaczynałem ponad 5 lat temu. To był szał, mało zastanawiałem się nad kimkolwiek innym niż moja najbliższa rodzina. Natomiast od czasów 500+ zacząłem myśleć. Mówi się, że mamy nierówność? Bo mamy. I to na kurewsko wysokim poziomie!

Przy okazji strasznie źle rozpoznajemy wroga. Biednym wydaje się, że to bogatsi są problemem. Bogatszym wydaje się, że to biedni są problemem. Jedni drugich obarczają winą. A ja już sam nie wiem co mam myśleć. Tak naprawdę to wszyscy jesteśmy w dupie. Tak czy inaczej.

Ja zaczynałem swoje historię zawodową z poziomu dywanu. Dorabiałem się nie wiedząc niczego, nie umiejąc niczego, nie mając złamanego grosza. Miałem zapał i chęć, żeby mieć więcej. Dałem się przeczołgać od lewej do prawej. Jako biednemu studentowi zdarzało mi się, że nie wystarczało na jedzenie. Znam perspektywę tego, który musi oglądać najniższą półkę w supermarkecie i z braku wyboru jeść jakieś świństwa. Jak teraz wyobrażam sobie, że są na świecie ludzie muszący oglądać tą najniższą półkę i karmić nią swoje dzieci – to jest mi zwyczajnie przykro. W tym momencie jestem fanem 500+ i mam nadzieję, że jest im lepiej.

Z drugiej strony, spędziłem ostatnie 10 lat na ciężkiej pracy. To był czas ogromnych wyrzeczeń. Nigdy nie prosiłem się o coś na co nie zasługuję, a kiedy uważałem, że dostaję zbyt wiele – dawałem od siebie jeszcze więcej, żeby tylko nie być nikomu dłużnym. 

Anthony Hopkins

„Kiedyś traktowałem ludzi dobrze. Teraz z wzajemnością.”

Ogarnia mnie żal i wkurwienie. Jestem optymistą, ale zaczęło mi się grubo ulewać. Choćby człowiek chciał, to nie jest w stanie być w porządku dla wszystkich. 

Około dwóch miesięcy temu miałem okazję odwiedzić Dzień Dobry TVN i porozmawiać chwilę o zabieraniu dzieci do pracy. Przypominam sobie, że atmosfera była miła. Mówiłem o tym, że mam szczęście. Odbyłem wiele rozmów o tym, że zdecydowana większość „pracowników” nie może sobie pozwolić na zabieranie dzieci do pracy. Ani nie mają warunków, ani nawet przyzwolenia swojego szefostwa. W czasie rozrastającej się globalizacji podglądamy biura Googla, Facebooka czy innych internetowych gigantów i zaczynamy zazdrościć. No bo jak żyć, kiedy widzimy taką nierówność? 

Ich pokoje do drzemek i zachęcanie do korzystania z nich podczas pracy. Ich żłobki i przedszkola przyzakładowe versus nasze zostawanie po godzinach, dociskanie pasa i zjebki za choćby krótkie spóźnienia. Jak można być zadowolonym z życia, widząc sąsiadów, którzy  za tę samą pracę dostają nieporównywalnie lepszą jakość życia? 

Żal narasta i będzie postępował. Jako pokolenie 80/90 czekałem już na wiele rzeczy. Najpierw na bycie traktowanym poważnie. Później na dobicie do podobnych stawek za pracę. Później na łatwość do zdobycia pracy. Nie doczekałem się tak samo jak i większość mojego pokolenia. Jesteśmy zbywani przez kolejnych idiotów mających lepszy od naszego pomysł na życie. 

Dziesięć lat później budzimy się w tym samym kraju, z chorymi zasadami na które wszyscy się zgodziliśmy. Daliśmy się zagonić do biegu o efektywność i profesjonalność. Byliśmy przez lata mamieni wizją wypracowania sobie wartości i przywilejów. Biegniemy jak te zwierzęta nęcone marchewką zawieszoną przed twarzą. Zawsze niedoskonali, zawsze złapani na jakimś przewinieniu i niedoskonałości, które nie daje poczuć się w pełni spełnionym.

Piramida potrzeb, zawsze w połowie stawki

Zaczęliśmy w połowie piramidy, a jej górę widzimy poprzez filtry na instagramie i wpisy na facebooku. Łapiemy namiastki sukcesu, zamiast mieć je w całości. Narastają w nas frustracje, bo jesteśmy tylko ludźmi. Chcielibyśmy poczuć, że jesteśmy wspólnotą – i jesteśmy nią. Ale tylko dopóki sami dajemy więcej niż ci od których oczekujemy tej wspólnoty.

I to już nie jest tylko fanaberia zdołowanych nastolatków. Powoli stajemy się zmęczonymi i zdołowanymi ludźmi w średnim wieku. Źli, obrażeni i nieufni do kogokolwiek. Świat zaczął nas dzielić jeszcze bardziej. Frustracja zaczęła być normalna. 

I można potraktować ten wpis jak gorzkie żale jakiegoś leniwego lamusa. Ale takim lamusem czuje się większość z nas. Nie tylko jeden raz dziennie. Jesteśmy zgrają zapracowanych, zmęczonych lamusów chcących dbać o dobro swoich rodzin. I dopóki nie uświadomimy sobie, że jedziemy na jednym wozie, dopóty będziemy dla siebie tylko bandą obcych ludzi.

Żeby nie kończyć tekstu tak mało optymistycznie… może jesteś szczęściarzem i wiesz jak chcieć dużo, mieć dużo i być zawsze szczęśliwym? Być może nasze pokolenie jest po prostu ostatnią ofiarą propagandy sukcesu? Może widzisz światło w tunelu.

NUMER NA ROZLUŹNIENIE:

5 comments
  • Sylwia M.
    19/02/2017

    Ciekawy tekst. Ja mam swoją receptę na szczęśliwość, więc się dzielę 🙂
    Zasada podstawowa: cokolwiek robisz myśl, to zaoszczędzi ci sporo dodatkowej roboty i frustracji.
    Praca: do Your best, dostrzegają ryzyka, przeciwdziałają nim, nie bój się, podejmuj decyzje, wychodź poza horyzont, nie skupiaj się na pierdołach, np. Że ktoś się spóźnił, tylko na efektach, spraw by poprzez efekty postrzegał cię pracodawca, a zyskasz ogromny komfort pracy.
    Dom: bądź gotowy na wszystko, staraj się zrozumieć potrzeby swoich domowników, rób wszystko co potrzeba by dom funkcjonował i pogódź się z tym, że na niewiele już ci wystarcza, ale wystarcza, jeśli wejdziesz w poziom nawyku, np. Z treningiem o 6.00 rano (po jakimś czasie organizm sam się budzi i domaga endorfin).
    Zasada generalna nr 2: nie myśl co myślą o tobie inni, niektórzy po prostu lubią gadać, do your best, nie myśl też o innych źle, pracuj nad sobą, przyjaźnij się tylko z tymi którzy mąją dobrą energię i w towarzystwie których czujesz się dobrze, inne bliskie znajomości nie mają sensu.
    Zasada generalna nr 3: doceniaj to co masz, bo masz naprawdę dużo, ja też kiedyś będąc na studiach, w obcym kraju i mając na utrzymaniu bardzo wymagającego gości doświadczyłam biedy. Pamiętam, że był taki dzień, że za pieniądze które miałam mogłam kupić co najwyżej kilka ziemniaków, żebyśmy w ogóle mogli coś zjeść..
    Zasada generalna nr 4: odkładaj systematycznie pieniądze, potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa, przy wszystkich stałych kosztach jakie masz.
    Czy czuję się szczęśliwa? Taaaak! Mam też męża, który zna mnie jak własną kieszeń i wie czego się może po mnie spodziewać w sytuacjach niestandardowych, to pomaga, daje bezpieczeństwo i porządek.
    Jestem szczęściarą i jak rano się budzę to jest właśnie moja pierwsza myśl. A potem przystępuję do działania

    • Tata w Pracy
      19/02/2017

      To jeden z najlepszych komentarzy na tym blogu 🙂 Ever. Gdybym miał napisać swoją metodę na radzenie sobie z rzeczywistością, to mógłbym przekleić Twoją wypowiedź 🙂

      • Sylwia M.
        20/02/2017

        Piąteczka ✋️

  • Anna
    20/02/2017

    Dobrze, że współcześnie ojcowie angażują się w wychowywanie dzieci. Ich wkład w rodzicielstwo jest niezwykle istotny a bardzo często ignorowany. Dobrze byłoby gdyby wszyscy rodzice pamiętali o tym, że mają możliwość aktywnego kształtowania swoich dzieci.

  • KamaB
    20/02/2017

    Sylwia, szacun. Też tak staram się postępować. Entuzjazm, chęć dążenia do celu i pomagania innym naprawdę przynosi efekty. Przede wszystkim nie wolno narzekać! Jak widzę ludzi którzy ciagle narzekają że tego nie ma, tamtego nie ma, a ten to ma taki a taki samochód albo dom i jak on to zrobił że taki ma a ja nie… bla bla bla… to mi się nóż w kieszeni otwiera. Wiesz jak to osiagneli? Praca, mysleniem, entuzjazmem. Przestań narzekać i spróbuj coś zrobić, jeśli nie podoba Ci się twoja praca bo szef cie nie docenia to może zastanów się czy jesteś dobrym pracownikiem? Najpierw daj coś od siebie i nie oczekuj nagrody a potem zobacz co się wydarzy. Dobra Karma wraca pozdrawiam

Comments are closed.