Są rzeczy nie do zastąpienia.

Są rzeczy nie do zastąpienia.

Zacząłem pisać ten tekst już dwie godziny temu. Ale nie napisałem jeszcze ani słowa. Nie wiem jak zacząć, żeby nie brzmiało patetycznie. Moja pierwsza myśl odnosiła się tylko do niezastąpionych ludzi. Ale ewoluowała. Niepotrzebny jest nam zastęp ludzi nie do zastąpienia. Wystarczy jedna osoba, taka na której mogę polegać. Czasem potrzebuję czuć, że mam ludzi i rzeczy, które zawsze mnie wesprą w złych chwilach. Wczoraj wieczorem moja żona spędziła kilka godzin, żeby doprowadzić dom do porządku. To był dzień w którym córka spadła ze schodów. Był płacz, była krew, było smutno. Żona podołała, ogarnęła rany, uspokoiła dziecko. Mi zostało tylko zabrać dziecko do lekarza.

Mam znowu tyle pracy, że nie starcza mi dnia. Kończę jeden etat, wracam do domu. Robię drugi. Dzień zamykam nad ranem. Rano wstaję i jadę do pracy. Nie mam czasu pozbierać myśli. Ale czuję się z tym dobrze, bo wiem, że jest ktoś jeszcze kto martwi się o to, o co ja nie dam rady się już martwić.

Sam nie dałbym rady na pewno. Nie mam głowy, żeby ogarniać jeszcze dodatkowe domowe obowiązki. Dzisiaj rano postanowiłem zrobić dzieciom śniadanie, uzbroić je w kubki z piciem. Zostawiłem dzieci same. Dostały kanapki i jajka. Byłem w domu, było pięknie, było czysto. Dojechałem do biura i zobaczyłem zdjęcie z Mordoru. Horror. Jajko rozpaćkane na stole, na ścianie, na lustrze. Picie na podłodze. Cała wczorajsza praca mojej żony poszła do nieba. Ale bez skrzywienia zabrała się za doprowadzanie wszystkiego do porządku. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Nie mówię jej tego, a powinienem. Doceniam, że jest i że jest właśnie taka, a nie inna.

W pracy nie podołałbym z zadaniami, gdybym nie pracował na komputerze, któremu ufam. W międzyczasie pomiędzy pracą, a domem, nie podołałbym bez smartfona, dzięki któremu mogę odpowiadać na maile stojąc w godzinnym korku. Nie mówię o samochodzie, bo ten ostatnio mnie zawiódł wiele razy… ale wcześniej miał swoje dwa lata podczas których wystarczyło lać do niego paliwo i wymieniać filtry. Na migreny mam jeden lek, który mi pomaga zawsze. Na jesienny ból gardła mam swój zielony spray. Jeśli potrzebuję obejrzeć serial, mam jeden – doktor House – oglądamy go w zapętleniu od paru lat. Jeśli jest mi źle, to idę rozmawiać z jedną osobą. Mam jedno ulubione danie, które poprawia mi humor.

Zmierzam do tego, że w życiu nie trzeba mieć wielu alternatyw. Wystarczy jedna mocna.
A Wy macie ludzi i rzeczy, których nie da się zastąpić niczym innym?