Chaos w edukacji. Czyja to wina?

Chaos w edukacji. Czyja to wina?

Odnoszę wrażenie, że tak zwana opinia publiczna zrzuciła odpowiedzialność za stan edukacji bezpośrednio na nauczycieli. Tylko i wyłącznie na nich. Uważam, że jest to niesłuszne twierdzenie. To co zastaliśmy obecnie jest zbudowane w oparciu o solidną historię stagnacji w całym systemie edukacji. Wiemy, bo obserwowaliśmy to na żywo.

Siedzieliśmy cicho i czekaliśmy, aż ministerialne mądre głowy chętnie pokazujące się w telewizorze, zaplanują i zrealizują swoje zapowiadane edukacyjne cele. Minęło pół roku szkolnego, można było oczekiwać efektu, albo chociaż jakichś mądrych słów. Nie wyszło. W edukacji nie działo się dobrze już nawet przed pandemią. Zganianie na pandemię to powoływanie się na krótką pamięć.

Stawiam tezę, że nauczyciele nie są winni obecnej sytuacji w szkolnictwie.
Dlaczego? Każdy pracownik ma swojego szefa, który jest odpowiedzialny za dostarczenie warunków do pracy. A warunki są jakie są. Sami zobaczycie, że Ministerstwo Edukacji zrzuciło całą odpowiedzialność na dyrekcje szkół, nie dając nic wartościowego w zamian. Czy nauczyciele mają wsparcie takie jakie powinni dostać?

Problemy nie zaczęły się wczoraj

„Szkoła” miała czas, żeby nad sobą popracować. Teraz już po prostu drastycznie potrzebuje kogoś kto będzie potrafił nią zarządzić. Słuszne są niestety obawy rodziców co do aktualnego ministra edukacji. Minister nie daje dowodów na to, że wie co robić.

A my, opinia publiczna, rodzice i uczestnicy tego przedsięwzięcia, wiemy i czujemy na co dzień, że my i nasze dzieci zasługujemy na coś więcej. Mówi się, że „sama wizja to nie wszystko„, ale teraz w edukacji nawet samej wizji brak. I potwierdzają to aktywni nauczyciele.

Sprawy i decyzje dzieją się w pracy nauczyciela z dnia na dzień. Trwa taka komunikacja w której nie wiesz gdzie będziesz za pół roku. Ba, nie wiesz gdzie będziesz po feriach. To tak jakbyście byli w pracy jako budowlaniec, ale nie wiedzielibyście na jakiej budowie i z jakimi narzędziami obudzicie się jutro. Szef przyszedł i opowiedział jak chciałby, żeby wyglądała praca – i poszedł nakreślać optymistyczne wizje w kolejnej placówce. Oczywiście z pełnym poczuciem dobrze wykonanej pracy.

Czas na fakty i uruchomienie systemu zdalnego, a nie ideologie i nadzieje na to, że przeczekamy zły czas.

Aktualny minister edukacji w obecnej sytuacji postanowił zająć się przede wszystkim sprawami światopoglądowymi. Angażuje się w obronę przed fikcyjnymi zagrożeniami ze strony mniejszości, zapowiada, poprawki w podręcznikach drukowanych, romansuje z kościołem i pełni rolę rzecznika rządu w każdej innej sprawie.

Już abstrahując od tego jaki jest światopogląd ministra. Nikt nie uratuje tradycyjnej formy rodziny i klasycznej szkoły, jeśli społeczeństwo nie ma zapewnionych podstaw w edukacji. Niemądre słowa w nieodpowiednim momencie i niezajmowanie się sprawami istotnymi to są przewinienia, których nie powinno się w tej chwili wybaczać.

Na ten moment na pytanie „Kiedy dzieci wrócą do szkół?” minister Czarnek mówi:
Wszystko zależy od tego, jak ułoży się pandemia oraz od odpowiedzialności naszego społeczeństwa w czasie zbliżających się świąt i w kolejnych tygodniach – Przemysław Czarnek

Ja bym powiedział, że „Nie wiadomo kiedy dzieci wrócą do szkół, ale żeby się zabezpieczyć na wszelki wypadek, uruchamiamy system edukacji, dostęp do narzędzi i program działania zdalnego z nowymi wymaganiami.” Bo internet i komputery to jest coś, co reaguje szybko, elastycznie i dynamicznie! Wystarczy rozumieć problem.

Jakie według Was jest prawdopodobieństwo, że za 12 zimowych dni cokolwiek ulegnie polepszeniu w sferze zdrowia? To chyba odrobinę naiwne. Nie uważacie? Czy to ma odciągać uwagę od realnego problemu w jego ministerstwie? Jak my, normalni ludzie, rodzice dzieciaków dotkniętych paraliżem szkoły, mamy sobie planować życie?

W „Edukacji 2021” potrzeba szefa, który rozumie znaczenie technologii i potrafiłby ją szybko wdrożyć w życie. Edukacja teraz nie potrzebuje kogoś kto postanowi dokonać zmian treści w drukowanych podręcznikach. Przecież dyskusje światopoglądowe w momencie kiedy edukacja nauki czytania i pisania jest utrudniona, to czysta i ślepa głupota.

Czyż już teraz nie powinno być narodowego programu dostarczania nauczycielom darmowych komputerów, smartfonów, dostępu do internetu, oprogramowania i programu? Owszem, szkoły oferują sprzęt nauczycielom. Zazwyczaj jednak jest to wysłużony sprzęt z którego mogą korzystać przyjeżdżając do szkoły. Smutne to, bo dobry sprzęt dla nauczyciela wydaje się podstawą. Nauczanie zdalne to ogromne ilości informacji, streaming video z wielu źródeł równocześnie. To trochę tak jakbyśmy wyposażali księgowe w liczydła. Da się policzyć, ale czy to przystoi do sytuacji?

Najwyższa pora zorganizować podstawy pracy dla nauczycieli i uczniów. Rzeczywistość już się zdążyła zmienić na dobre.

Gdyby zadbać najpierw o to, żeby każdy nauczyciel dostał dobry sprzęt, dostęp do zdalnego internetu i przeszkolenie, to można organizować sobie śmielsze pomysły. Ale tu jest kłopot. Nie istnieje żadna odgórna strategia działania. Istnieje zestaw regulaminów i wymagań wobec nauczycieli.

A wymagania są tak napisane, żeby minimalizując straty, próbować za wszelką cenę odtworzyć tradycyjną stacjonarną szkołę. To naiwne, żeby bez strategii, bez umiejętnego uczenia e-technicznego nauczycieli oczekiwać efektów. No chyba, że idziemy według strategii „jakośtobędzie”.

Szkoła oferowała potrzebującym nauczycielom sprzęt szkolny. W przypadku problemów z internetem, mogliśmy prowadzić lekcje ze szkoły.

Nauczycielka M.

Z tym nie ma większych problemów. Możemy korzystać ze sprzętów szkolnych i używać internetu w szkole.

Nauczycielka M.

Można było wypożyczyć laptop ze szkoły. Telefon, Internet?? Żaden z nas nawet by o tym nie pomyślał. Toż to utopia! Oczywiście, dostaliśmy to 500 zł w grudniu. Wtedy wszyscy byli już wyposażeni w najważniejsze rzeczy, więc kupowali byle coś było, może się przyda, bo szkoda podarować tę kasę, jeśli i tak do tego biznesu się dokłada.

Nauczycielka J.

Światopogląd się nam nie zgadza.
Ja uważam, że nie pora na próby odtwarzania normalnej szkoły przez internet.

Posadziliśmy dzieciaki przed komputerami i każemy im przy nich siedzieć od rana do wieczora. Jakby nic nowego się nie wydarzyło. Lata wkładania dzieciom do głowy: „nie siedź na tym telefonie, zajmij się czymś normalnym”. To wszystko wymaga większych i głębszych zmian, w dzieciach, a przede wszystkim w nas i sposobie podchodzenia do nowych tematów.

Teraz jest czas, żeby dać uczniom prawdziwą edukację w domu. Zebrać wartościowe materiały on-line, opracować zestaw kompetencji, które da się wypracować zdalnie. Dać ludziom sprzęt, oprogramowanie i szkolenia! Ale nie tak jak dzieje się do teraz. Teraz cofnęliśmy się do lat 1999-2000. Jakbyśmy mieli bug Y2K.

Dokumenty MEN świetnie stwierdzają własne problemy, ale nie pokazują jak je naprawić. Gdybym był nauczycielem, to z publikowanych regulaminów i dokumentów nie wyczytałbym nić interesującego.

Mamy 2021. Informacja, jej wygląd, sposób przekazania, umiejętności mówienia tak, żeby nas zrozumiano. To są podstawy do strategii na edukację 2021.

Ministerstwo mówi do nauczycieli takim językiem. Oficjalne listy punktów, wymagania. Niby wszystko jest. Tylko sensu i wykonania brakuje.

Kto jest za to odpowiedzialny? Niepoważni ministrowie edukacji z telewizora, czy my?

Nie wiem w jaki sposób pracownicy ministerstwa edukacji i politycy mają czelność wysuwać oskarżenia wobec nauczycieli. Przy tak dużej skali niekompetencji od strony ludzi zarządzających tym organizmem, wstydem powinno być wyrażanie tak krytycznych opinii.

Warto by się zabrać za pracę i zorganizować się. Do tej pory nie istnieje plan gry. Skoro internet jest głównym źródłem informacji, a oficjalne strony ministerstwa edukacji są tubą promocyjną ministra Czarnka, to czego mamy oczekiwać? Zauważcie, że to jest pierwsza linia informacji na stronie ministerstwa edukacji.

Gdyby spojrzeć na zdalną edukację z perspektywy ministerstwa edukacji, to nie ma żadnego problemu. Są ważniejsze sprawy w ministerstwie edukacji.
https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka

Drodzy „doświadczeni” pracujący na stanowiskach zarządczych w ministerstwie edukacji:

  • Czy Wy nie widzieliście jak w tej chwili dzieci się uczą w domu? To nie przypomina NICZEGO z czym byśmy się zderzali wcześniej. Ale są ludzie, którzy umieją tym zarządzić. Wasza rola w tym, żeby ich znaleźć. Z Waszą pozycją to bardzo proste. Wystarczy zechcieć opanować problemy!
  • I czy nie widzieliście czego potrzebują dzieci? UWAGI.
    W tradycyjnej szkole było jej mało, tutaj jej nie ma w ogóle.
  • Nie udało się Wam dostrzec z czym mają problem? Pomogę. Bo całkowicie rozumiem, że są szkoły lepiej i gorzej ogarnięte. Ale na miłość boską, dlaczego nie ma spójnego systemu nauczania? Nie da się tego zrobić w miesiąc… ale już minęło dużo miesięcy. Są w tym kraju firmy, które mogłyby tym zarządzić. Prawdopodobnie wyszłoby taniej i efektywniej niż ta prowizorka epodręcznikowa.
  • Odwiedzając strony Ministerstwa Edukacji można natknąć się na błędy, strony linkujące donikąd.
  • Po ilości wyświetleń YouTube ME, można domniemywać, że oficjalne komunikaty u źródła nie docierają praktycznie do nikogo. Skoro tak, to jak to wszystko działa? [Oszczędzę dalszego czytania: dyrektorzy szkół i nauczyciele na własną rękę robią co mogą, bo w pięknych słowach powiedziano „radźcie sobie jakoś”.]

Jak teraz jest w szkole i kto za nie odpowiada?

Z analizy tego co piszą nauczyciele, to od dyrektorów szkół zależy teraz w jaki sposób radzi sobie z warunkami pandemicznymi nauczyciel.

Im lepiej są ogarnięte zarządy szkół, tym lepiej funkcjonują całe szkoły. I nie ma tu zasady. Są nieogarniające niepubliczne i ogarnięte publiczne szkoły.

Jednak cechą wspólną jest to, że nie istnieje odgórna strategia na edukację. I choć minęło już pół roku, to nadal nie widać odgórnego pomysłu. Jakby wszystko miało się zaraz skończyć. Jeśli ktoś liczy, że normalna szkoła wróci w tym, albo w kolejnym półroczu, to jest niepoprawnym optymistą. A nieprzygotowywanie i nie wskazanie kierunku szkołom teraz, to gorsze przewinienie niż to na wiosnę 2020. Tego, że edukacja w drugim półroczu będzie zdalna, po prostu można się spodziewać.

Na podsumowanie zobaczcie co pisze jedna z osób zajmujących się finansami szkół. To mówi samo za siebie.

Nie jestem nauczycielem ale pracuje w jednostce rozliczającej szkoły. Z moich obserwacji nauczyciele dostali podwyżki we wrześniu u nas koło 10-tego. Przez okres wakacyjny szkoły zakupywały mnóstwo sprzętów miałam wrażenie że zbroja się na jakąś wojnę. Od września miałam mnóstwo faktur za różne szkolenia dla nauczycieli ale tytułów o zdalnej nauce jak pies napłakał. Ogólnie według mnie szkolnictwo jest dofinansowany tylko pod publiczkę. W praktyce zabierają im ile się da. Na koniec roku – większości placówek brakowało środków na energię i inne media, które i tak muszą opłacać.

Nieprzygotowanie wychodzi na różne sposoby

Kto by się spodziewał, że zamknięcie ludzi w domu będzie skutkowało jakimiś dramatycznymi efektami. Zagubienie pośród chaosu edukacyjnego powoduje nie tylko brak twardej wiedzy w głowie. Psuje poczucie wartości, podbudowuje poczucie bezsensu i braku sprawczości.

Dzieci borykają się teraz z samotnością. Borykają się z brakiem rodziców, którzy nie mają czasu. Borykają się z podstawowymi wymaganiami, bo nikt im nie powiedział jak mają zająć swój szkolny czas. Nauczyciele i uczniowie mają dostęp do psychologów, ale podobno tylko teoretycznie.

Diabeł tkwi w szczegółach. Na stronie ministerstwa promowane jest poradnictwo psychologiczne. Zera we wszystkich województwach poza warszawą pokazują realny problem.

Trzeba było przygotować się w wakacje

Dużo wymagamy od dzieci. Jednak to, że edukacja zdalna jeszcze pełza, to nie jest wina dzieci. Pamiętacie jak w wakacje mówiłem, że okres lipca i sierpnia był to najlepszy i jedyny czas, żeby przygotować „się” na zdalną edukację? Mówiłem, że szkolnictwa nie stać na wakacyjną przerwę? Mówiłem. Bo wiem, że przygotowanie jednego pracownika do pracy zdalnej to ogrom pracy.

Przygotowanie systemu dla wszystkich jest praktycznie niemożliwe z dnia na dzień. I ta niemożliwość nie wynika z niechęci… Tylko z kalkulacji.

Tak jak można było łatwo wyliczyć czasochłonność organizacji wyborów prezydenckich przez Pocztę Polską (od razu dało się wyliczyć, że nie ma w kraju tylu rąk do pracy, żeby to zorganizować), tak wiadomo było, czym się trzeba zająć, żeby edukacja mogła działać.

Chciałbym współczuć sektorowi edukacji i całemu temu śmiesznemu ministerstwu, ale nie potrafię. W wakacje zamiast przygotować plan działania dla szkół, zamiast przygotować technologię, ogarnąć sprzęt, zamiast prowadzenia szkoleń (bez tego się nie da pracować!) mieliście w ministerstwie wakacje! A po nich zaoferowaliście tyle:

Logując się do systemu epodręczniki miałem nadzieję, że się zaskocze i będę musiał przeprosić, mówiąc, że jednak ME udało się zorganizować zasoby edukacji zadalnej. Niestety nie.

Wakacje prawie do października. I tak jak mówię, chciałbym współczuć, ale sam nie miałem wtedy wakacji. Nie mam ich w ogóle. Wasz ministeryjny bezruch przerzucił odpowiedzialność za wszystko, na nas – rodziców i na nauczycieli.

A dodatkowo, zamiast ułatwić i na konferencje prasowe puszczać specjalistów, to głos zabiera człowiek bez twarzy – rozemocjonowany minister (kolejny!), mówiący całkowicie obok tematu. Nie o naszych problemach mówi, a o swoich.

Ministrowie nie naszych problemów

Ministerstwo mówi dużo, ale nie w naszej sprawie! Jak stary dziad z bazaru, ten co wszystko wie najlepiej. Owszem, Ministerstwo Edukacji wypuściło wytyczne pandemiczne – ale kto je czytał ten wie jakiej były i są jakości. Jedyne co robiły, to w zawiłych słowach przerzucały odpowiedzialność na szkoły i dyrekcje. I to się nie zmieniło do teraz.

Po co to ministerstwo w ogóle istnieje? Jeśli nie umie wziąć na siebie odpowiedzialności za błędy merytoryczne, to może nie powinno się swoją pracą zajmować?

Na ten moment sieje ferment, nie umie doprowadzić do dialogu we własnych strukturach. Ministerstwo jest bezużyteczne. I tu nie bardzo widać perspwktyw na kolejną szansę. To są lata zaniedbań. Pora wstać, podrapać się po głowie, przeprosić i zrobić wreszcie coś pożytecznego. To nie jest miejsce na gry polityczne i wariactwa z ideami. Tu trzeba nauczyć dzieci liczyć, pisać i być dobrymi ludźmi.

I to nie jest lament, żeby sobie pomarudzić. Drodzy państwo. Edukacja to firma. Jak ta firma będzie sprawnie działać, to lepiej będziemy mieć my i nasze dzieci. Czy jest jakikolwiek inny powód tych wszystkich złości? Nie chcemy, żeby było tak jak kiedyś było w naszej szkole. Czasy inne, problemy te same.

Trzeba mieć plan działania! Gdzie jest strategia?

A jak można było się przygotować na obecny rok szkolny? Warto podejrzeć jak takie tematy robią firmy! Takie, które używają głowy do działania. Mądry zarządca zaczyna od strategii, a wierzenia zostawia za progiem.

Do budowania strategii się dorasta. Strategia to nie jest precyzyjny plan działań, tylko określenie celów. Robi się to na wysokim poziomie ogólności. W strategii określamy kim i jak chcemy być, a nie mówimy jeszcze o tym jak dojechać do celu i co będzie w ulotce promocyjnej! A na ten moment nawet tego nie mamy.

Ministerstwo nie dało nauczycielom nic poza listą linków do darmowych aplikacji i stron internetowych. Gdyby powiedzieć to na głos, to edukacja została zepchnięta do formy „weź to co możesz za darmo w internecie, korzystaj z darmowych kont edukacyjnych i jakoś funkcjonuj„.

Wytyczne dla nauczycieli i dyrektorów to są listy dokumentów, regulaminów i wymagań! Branża edukacji żyje z januszowania na darmowym oprogramowaniu, na pożyczanym wifi.

W dokumentach kierowanych do dyrektorów szkół, ministerstwo pisze jako poradę:
Po pierwsze, wspomniany już e-mail. Teraz ma go praktycznie każdy. Jeśli do tej pory nie miałeś potrzeby z niego korzystać, to dobry moment, żeby go założyć. Na wielu portalach dostęp do poczty elektronicznej jest bezpłatny. Zakładasz konto, ustalasz hasło i już możesz komunikować się z innymi. Musisz tylko pamiętać swój adres i hasło.
Link do źródła.

Czujecie klimat? Pracodawca zachęca do zakładania darmowych e-maili, żeby być w stanie ogarniać swoją robotę. Niedopuszczalne w żadnej innej branży, tutaj normalne. Gdzie są zasady RODO. Czy nikt nie ma kłopotu, że nasze dane latają po całym świecie? Czy to nie jest większe zagrożenie dla dzieci niż wyimaginowane problemy z mniejszościami?

Przecież to jest materiał dla Niebezpiecznika 😉 Rozumiem, że można niektórych produktów internetowych używać w „celach edukacyjnych”, ale teraz? W czasie kiedy przydałoby się mieć jakikolwiek nadzór nad danymi, które się na tych mailach przewalają Polska edukacja stoi na darmowym mailu 😀

Źle już było, co powinniśmy robić teraz?

1. Zacząć od stworzenia strategii działania

Musimy mieć przemyślaną strategię na Edukację 2021. Czy nauczyciele wiedzą dokąd będą szli i jak będzie realizowany program? Z relacji nauczycieli wynika, że w wakacje 2020 ministerstwo odpoczywało. Nikt nie pracował. Pora zebrać tyłek w troki w ministerstwie i wypracować coś sensownego. Chcecie pomocy? Wielu specjalistów chętnie by pomogło. To co nawypisywaliście w marcu 2020 jest nieaktualizowane, strona ministerstwa nie pomaga, projekty są robione po omacku. Kto tym rządzi??

2. Czasu nie mamy, ale trzeba już działać

Najważniejszym problemem wcale nie są pieniądze. Jeśli zadanie jest bardziej czasochłonne niż dostępny czas – jesteś w kropce Nie przeskoczysz. A wydaje się, że tak jest. Beztrosko. Czasu nie mamy i nic nie robimy z wyprzedzeniem. Może warto myśleć o nowym roku 2021/2022? Zamiast żyć z dnia na dzień. Pracowałem w różnych firmach, ale żadnej prywatnej firmie nie widziałem takiej amatorszczyzny jaka się dzieje w edukacji.

3. Nastawienie i motywacja

Nasza edukacja jest poturbowana. Autorytet nauczycieli jest podkopany. Brak planu na pracę rodzi frustracje. Ale pytanie czy w naszej edukacji jest na to miejsce? Przeżyliśmy rok temu strajk nauczycieli, po którym ministrowie i politycy opluli nauczycieli.

Nauczyciele zostali potraktowani paskudnie. A do dzisiaj w mediach publicznych zamiast brania ich w opiekę, atakuje się ich. Rozumiem dlaczego. W innym wypadku trzeba by przyznać, że ekipa rządząca sobie nie radzi. Nauczyciele są kozłami ofiarnymi. Coraz częściej nauczyciele mówią, że nie mają siły kopać się z koniem.

Nauczyciele są inteligentni. Dlatego tak ich boli, że mają rządzą niekompetentni ludzie.

Motywacja i nastawienie nauczycieli się nie poprawi, dopóki ministerialne twarze ich reprezentujące będą zaplute i niemądre.

4. Szkolenie

Pracujesz w McDonald? Zanim wydasz człowiekowi kanapkę, to dowiadujesz się najpierw o niej wszystkiego. U nas uznano, że jak ktoś ma komputer i stopień naukowy, to umie wszystko w internecie. Poczytajcie sobie strony Ministerstwa Edukacji, to zrozumiecie że chaos jest, bo edukacja sama nie miała czasu się skąd nauczyć.

Jeśli spytacie ludzi odpowiedzialnych za zarządzanie i szkolenie dużych grup zawodowych, to usłyszycie, że do sensownego nauczania zdalnego, trzeba by nauczycieli wziąć na efektywne szkolenia. A one nie trwają dnia, albo weekendu. Wdrożenie się w ekosystem chociażby darmowego Google, zajmuje miesiące! I to przy sprawnej organizacji.

5. On-boarding. Edukację zaczęliśmy od środka.

W każdej szanującej się firmie istnieje taka czynność, którą nazywa się „on-boarding”. Onboarding polega na wprowadzeniu pracowników „do firmy”.

Z jednej strony dostajesz przybornik do pracy, z drugiej strony dostajesz wiedzę o firmie i swoich zadaniach.

I tu bym podzielił problemy na dwie części:

a) Nauczyciele nie zostali nauczeni swojej nowej pracy. Nie dostali sprzętu, nie dostali wytycznych i planu gry! Jeśli zostawisz ludzi samym sobie, to spodziewaj się chaosu! Nie ma innego wyjścia. Brak jasnych zasad oznacza, że każdy podejdzie do sprawy tak jak umie. Dzięki temu nie powinniśmy dziwić się skąd są takie różnice w jakości edukacji!

b) Dzieci nie zostały wprowadzone do tego jak się uczyć. Sprzęt? Nie żartujmy. Przygotowanie do lekcji zostało zrzucone na rodziców. Komputer, internet, tłumaczenie – wszystko na rodzicach. Czy ministerstwo wydało przynajmniej jakiś informator o tym jak uczyć się przez internet? Nic. Zaskoczenie totalnie. Każdy robi jak umie.

Zanim posadzi się (nierzadko małe dzieci!) przed komputerem, wypadałoby opowiedzieć im jak będzie wyglądał ich każdy dzień. Czy Wy poradzilibyście sobie w ekosystemie aplikacji Google, jeśli dzisiaj powiem Ci, że od jutra tak się będziesz uczyć. Ani nauczyciele ani uczniowie nie mają takiego przeszkolenia. Gdzie jest narodowy program internetyzacji?

Jak mają sobie radzić nauczyciele i dzieci? Tak jak im to wyjdzie. Lepiej, gorzej, albo wcale.
Wrzucanie ludzi na robotę bez przygotowania, to jest dramat i amatorszczyzna. A wbrew pozorom czas był.

A co teraz?

Więc co teraz? Mamy kolejny przegrany czas. Nadal funkcjonujemy bez planu. Nie mamy nawet pewności, czy kolejny semestr zacznie się normalnie. Ja-rodzic, widzę i mam niemal 100% pewność, że najbliższy kwartał spędzę z żoną jako „asystent nauczyciela”.

Będziemy siedzieć w domu od rana do południa, oddając dzieciom swoje komputery. Będziemy skakać wokół nich jak tylko internet znowu padnie przez obciążenie sieci. Będziemy douczać te dzieci i wmawiać im na siłę, że taka szkoła zdalna ma sens. Choć sami czujemy, że w większości dni prowadzi tylko do pogorszenia atmosfery w całym domu.

Taki jest plan? Żeby rodzice sami zaopiekowali się bardziej swoimi rodzinami? Dla mnie to byłoby do zaakceptowania. Gdyby ktoś powiedział to w twarz i przestalibyśmy udawać, że ktokolwiek ma nad edukacją kontrolę.

Nie można winić nauczycieli za to, że ich pracodawca nie umie sobie poradzić z rzeczywistością. A z relacji nauczycieli wynika, że rzeczywistość jest smutna. I nie rysuje się kolorowo. Nauczycielom możemy jedynie życzyć dobrych warunków pracy. Bo tylko w dobrych warunkach mają szansę dawać wartość naszym dzieciom. Jeśli nauczyciele nadal będą pozostawieni samemu sobie, to prędzej czy później opuszczą swój zawód. I nas też. I nikt nie będzie mógł mieć im tego za złe.

Co o tej sytuacji mówią sami nauczyciele? Przeczytajcie kilka wypowiedzi i przemyślcie sami.

„DLA DZIECI ON-LINE PSYCHOLOG SZKOLNY.
1 NA 1000 DZIECI. Szkoła podstawowa, miasto 40 tys. na Południu Polski.
Osobiście uważam, że nie wrócimy do szkoły. Ewentualnie klasy 1-3. Nie wiem ile to wytrzymam, bo głowa siada. Dodam, że mamy 5 latka, a moja partnerka też jest nauczycielką… Na prowincji, jest dramat.”

~ Nauczyciel, P.

Szkolenia? Wszystkie po godzinach pracy, wieczorem, trwające po 4h albo i dłużej. Z dwójką małych dzieci na rękach. Niełatwe zadanie. Niestety wszystkie dotyczące bardziej strony technicznej, aniżeli metodycznej, co w moim przedmiocie (wf) było dosyć istotne.
~ Nauczycielka, M.

Wsparcie psychologiczne? Hm… No jest… psycholog szkolny w wymiarze… 3h tygodniowo na 300 uczniów. Poza tym zawsze wychowawca, którego obarcza się dosłownie wszystkim. Wychowawcy są oczywiście nauczycielami różnych przedmiotów i znają się na psychologii tyle, ile sami się nauczyli. Wsparcie nauczycieli??

Nie wyobrażam sobie robić nic innego. Praca moich marzeń, której poświęcałam wszystkie swoje siły, ale… mam dosyć postawy społeczeństwa wobec nauczycieli, wiecznej krytyki, szykan, oskarżania o wszystkie niepowodzenia wszystkich, nieróbstwo (!), ilości niemożliwych wręcz do spełnienia wymagań (ze strony dzieci: by było fajnie, wesoło i przyjemnie; rodziców: by zrobić z dziecka geniusza, niczego nie wymagając; dyrekcji: by dostarczać samych sukcesów szkole i wyników egzaminu w staninie jak najwyższym; organu prowadzącego: by żyć o chlebie i o wodzie).

~ Nauczycielka, I.

Na to co mogłam zrobić, dałam z siebie 200 procent normy. Tylko, że w tak trudnej sytuacji moje zaangażowanie naprawdę mało znaczy i niewiele ułatwia uczniom i rodzicom. Uważam, że tylko jasne postawienie sprawy i dokładne określenie oczekiwań w stosunku do nauczycieli, uczniów i rodziców ułatwi nam wszystkim funkcjonowanie.

Chciałabym jeszcze żeby ktoś mi powiedział jak uczyć dzieci w 1 klasie szkoły podstawowej, które nie czytają jeszcze i nie piszą, języka obcego skoro nie mogę łączyć się z nimi przez żadne platformy… A rodzice mają pretensję, że w prezentacjach, które im wysyłam, mało jest interakcji i mówienia…

Z kim w prezentacji mają wchodzić w interakcje, pytam… Niestety w tej szkole dyrekcja nie wymaga łączenia się, nie założono kont pierwszym klasom w TEAMS, nie zorganizowano żadnego szkolenia dla rodziców. Nawet nie chce mi się tego komentować… Zbyt wiele zależy od poszczególnych szkół i dyrektorów. Nauczanie nie może być aż tak zróżnicowane.”
~ Nauczycielka, M.

„Mam szczęście, że pracuję w szkole, która została błyskawicznie dostosowana przez dyrekcję i nauczycieli do pracy w tych trudnych warunkach. Chociaż początki były koszmarne zarówno dla nauczycieli jak i dzieci (oczywiście rodziców też).
Sama na początku dosłownie płakałam z bezsilności, bo jednocześnie musiałam się przystosować jako nauczyciel, ale też jako rodzic uczennicy klasy siódmej. Uczniowie dosłownie zostali zasypani nadmiarem informacji.

Ale dosyć szybko udało się wszystko opanować. Już po tygodniu (w marcu) uczniowie mieli zajęcia według planu przez różne platformy, a od kwietnia wszystkie lekcje na Classroom i meet.

I to na tyle dobrych informacji, bo to wszystko odbywa się na poziomie szkoły i gminy, a jeśli chodzi o MEN, to nie kiwnęli palcem, żeby wspomóc nauczycieli, rodziców i uczniów. Brak planu, pomysłów i konsekwentnego działania. Przespali okres wakacji, podczas których można było wspomóc szkoły, które przerosła sytuacja…”
~ Nauczycielka, M.