Etat ssie, a urlop tacierzyński to żart

Etat ssie, a urlop tacierzyński to żart

Już kiedyś to pisałem, ale powiem to jeszcze raz. Lubię swoją pracę. Często na nią bluzgam, ale lubię ją. Czasami przychodzi taki moment, że zamiast 8 godzin i obiecanego urlopu, mam 12 godzin za dnia, kilka w nocy i jeszcze weekend, ale nadal ją lubię.

Wczoraj 7 dniowe nieprzerwane ciśnienie związane z robotą położyło mnie na podłogę i kazało zaaplikować Ketonal – migrenowy wpierdol, lepiej tego nie umiem nazwać. Wczoraj chciałbym zmienić zawód i uciec do Mozambiku. Kupić wędkę i siedzieć nad Wisłą łowiąc ryby. Wczoraj byłbym w stanie powiedzieć swoim dzieciom, że zaczynamy żyć bez kasy i będziemy jeść to co da nam las.

Dzisiaj mi przeszło, wraz z bólem głowy. Nadal chcę robić to co robię. Lubię kreatywność, lubię, że nie jest łatwo. Nie znoszę telefonu i rozmów, które nie prowadzą do niczego sensownego. Bardziej wolę e-maila i konkrety. Nie znoszę telefonu, ale pracuję na stanowisku, które wymaga podpięcia się do niego na całą dobę. Jak to się mówi: jeśli nie wyjdziesz poza strefę komfortu, nigdy nie zrobisz kroku naprzód. Walczę ze swoją niechęcią do telefonu. Coraz skuteczniej.

Wczoraj widziałem film odnośnie tego, że matka jest w pracy 365 dni w roku, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Ale! Nie dyskryminujmy ojców. Jeśli mówimy, że matka pracuje cały rok, to pamiętajmy o instytucji ojca. O tych, którzy pracują cały rok, żeby matka mogła robić swoje. 

Jako ojciec też chciałbym być w życiu swoich dzieci.
Chciałbym tam być 365 dni w roku, każdego dnia i każdej godziny.

Zanim w moim życiu pojawiły się dzieci, wyszedłem poza strefę komfortu tak wiele razy, że chyba już niewiele mi tych stref pozostało do zdobycia. W życiu zawodowym nie dopuszczam półśrodków i tłumaczeń, że czegoś nie da się zrobić. W tym roku minęło 10 lat mojego życia zawodowego związanego z nowymi mediami, technologią, Internetem. Nie wiem czy dobrze pamiętam ten fakt, ale człowiek zmienia pracę i branżę co około osiem lat. Wydaje się, że jestem na to gotowy. Ale nie chcę. Za dużo przeznaczyłem na to czasu, zbyt to lubię, żeby zaczynać wszystko od zera. Moja praca to nie przypadek. Chcę robić to co robię.

Wczorajszy atak migrenowy dał mi sporo do myślenia. Kocham to co robię, ale etat ssie. Może to moi rodzice mnie zepsuli i mam teraz zbyt dużą presję na osiąganie dobrych wyników i mam chęć słyszenia jak największej ilości dobrych opinii na swój temat. Może to przez to znajduję się tak często pod presją zadań, które wrzucam sobie na plecy.

Może ojciec zbyt mało mnie chwalił i do końca życia będę udowadniał sobie, że potrafię zrobić dużo rzeczy i zrobić je dobrze. Może to fakt, że jak byłem małym dzieciakiem to nie mogliśmy pozwolić sobie na tony zabawek. Może dlatego chciałbym, żeby moim dzieciom nie brakowało pieniędzy. I zabawek.

Życie uczy, że jeśli chcesz czegoś dużego, to musisz wykonać dużą pracę.
Kilka lat temu pracowałem budując swoją działalność gospodarczą. Wszystko jednak upadło na głowę. Potrzebowałem ustatkowania. Etat na pewno daje jedną pewność. Konkretnego dnia miesiąca, na koncie pojawiają się pieniądze. Wystarczy dobrze pracować i się starać.

Czym jest etat?

Etat to praca. Praca w dni powszednie.
Czyli praca od poniedziałku do piątku.
Zajmuje ona 5 z 7 dni tygodnia.

Pracujesz 5, masz 2 dni wolnego.
Przychodzisz zazwyczaj na 8 godzin.
Zaczynasz różnie, o 7 – wychodzisz o 15, albo zaczynasz o 9 i kończysz o 17.

Tak to działa, jeśli pracujesz w zakładzie, który ma normowany czas pracy. W mojej pracy mógłbym zaczynać i kończyć o ustalonej godzinie tylko pod jednym warunkiem… gdyby agencja reklamowa nie miała pracy. Ale gdyby nie miała pracy, to nie miałaby też płacy dla mnie.

Jeśli mieszkasz w większym mieście, borykasz się z problemami komunikacyjnymi – mam to samo. Poza ośmioma godzinami w pracy, muszę stracić jeszcze dwie albo trzy godziny na dojazd. W ten sposób z dnia urywa mi się dziesięć godzin czasu.

Od pozostałych 14 odliczam osiem na sen, zostaje całe 6 godzin do dyspozycji. Teraz ok. Uśredniony etatowiec ma do dyspozycji 6 godzin czasu na życie. Życie po pracy, na swoje radości i smutki. Na swoje sprawy prywatne i dom.

Zazdroszczę niektórym etatowcom

Zazdroszczę tego, że po odliczeniu godzin potrzebnych na pracę, zostaje im aż 6 godzin na życie bez stresu. Ja mając te sześć godzin kombinuję. Jak nadrobić robotę, jak zarobić dodatkowe pieniądze, jak pomóc znajomym w ich projektach, jak skrócić czas potrzebny na sen, jak  zrobić więcej na blogu.

Hell! Ale ale! Jestem blogerem piszącym o dzieciach. Gdzie one są w tym planie? Wracam do domu o godzinie 18, zaczynam mieć czas dla siebie. Ale nie nie nie, jestem rodzicem, powinienem zająć się dziećmi. Najpierw obowiązki – później praca. Po pracy przyjemności. Na przykład sen.

Urlop tacierzyński to oficjalne jaja, patronem mógłby być Tadeusz Drozda

Tak, wiem. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Ale nie róbmy sobie jaj. Rodzi Ci się dziecko, dostajesz 2 czy 3 tygodnie wolnego od pracy (jeśli masz umowę o pracę). W naszym kraju umowy o pracę mają urzędnicy i służby mundurowe – bo muszą mieć. Pozostała część narodu ma umowy o pracę. Minimalne, żeby załapać się na ubezpieczenie zdrowotne.

W mojej firmie mam pozytywny zarząd. Mają dzieci, wiedzą z czym to się je. Po porodzie zniknąłem na trzy tygodnie. Pomimo, że pewnych spraw w pracy nie można było ogarnąć beze mnie, starali się nie truć tyłka. Zrobili co mogli, a nie musieli. Nie obowiązywała nas żadna oficjalna umowa mówiąca o koniecznym urlopie. Czy rząd był do tego potrzebny? Nie był. Wystarczyło zdroworozsądkowe myślenie.

Rządzie RP, jeśli chcesz pomóc pracodawcom lepiej traktować pracowników mających dzieci (zwiększających siły naszego kraju), dopłacajcie pracodawcom do urlopów swoich pracowników. Pracodawcy w Was nie wierzą, to fakt. Dlatego nie biją się o dopłaty tak jak rolnicy, górnicy i pielęgniarki. Co musi się wydarzyć, żebyście zauważyli, że wasze propagandowe programy typu wymienny urlop tacierzyńsko macierzyński, to fikcja i jedynie zabieg PR’owy?

Czy 3 tygodnie zamienią Cię w ojca?

No właśnie. Dostajesz 3 tygodnie urlopu tacierzyńskiego. Każdy kto przeszedł poród dziecka i jego pierwsze miesiące życia wie, że trzy pierwsze tygodnie to czas porównywalny ze splunięciem. Trzy tygodnie to czas w którym jesteś w stanie pomóc doraźnie swojej żonie ogarnąć się po operacji. Zdołasz zamęczyć się nieprzespanymi nocami z nowym domownikiem. Zaczniesz się przyzwyczajać i…  musisz wracać do pracy. Fuck yes.

Dziękuję Ci Polsko za pomoc. Dziękuję za urlop tacierzyński. Ah sorry. Polska dorzuca tysiaka becikowego. Szkoda tylko, że wydałem 5 tysiaków na lekarzy, bo w publicznych placówkach straszy.

Te trzy tygodnie dadzą Ci coś. Przypomnisz sobie wszystkie Fakty TVN w których politycy szumnie obwieszczają, że spowodowali wzrost przyrostu naturalnego w naszym pięknym nadwiślańskim kraju. Przypomnisz sobie to i zastanowisz się nad swoim życiem.

Wrócisz do pracy. Teraz jesteś Tatą w Pracy.

I wiesz co. „Jasny pierun Cię strzeli”. Jeśli obudziły się w Tobie instynkty ojcowskie to każdy dzień będzie Ci przypominał tych idiotycznych polityków mówiących, że przyrost naturalny zwiększy się, bo będziesz mógł odliczyć sobie od podatku 200 zł z tytułu zakupu wózka, lub inne bzdury.

Przez Twoją myśl przejdą takie pytania:
– czemu rząd nie zapłaci pracodawcom, żebym mógł być więcej w domu i pomóc swojej rodzinie? przecież płacę podatki
– czemu nie mogę pracować zdalnie, czemu rząd nie pomaga pracodawcom unormować tego zagadnienia?
– po co mi 1000 zł becikowego? wolałbym być więcej w domu!
– czemu jako ojciec nie dostanę dodatkowego dnia wolnego w tygodniu na załatwienie spraw formalnych które muszę załatwić?
– co w tej sytuacji musi zrobić
….

Czasem denerwuje mnie mój etat. Zazwyczaj wtedy, kiedy obiecuję dzieciom, że zrobimy coś w weekend – a kończy się na tym, że siedzę cały weekend przy komputerze albo z telefonem w ręku. Jednak dopiero gruba migrena po której chciałem wyć z bólu kazała mi się zastanowić jak mają inne zawody i inni ludzie.

Mniej kreatywne, mniej elastyczne. Jak czuje się kierowca autobusu, który nie może w trakcie pracy powiedzieć „pierdolę nie jadę”. Jak czuje się ojciec, który siedzi na dole w kopalni i nie może nawet wyjąć telefonu i zadzwonić do swoich dzieci? Dla nich etat to terror, a wychowywanie małego dziecka to niekończące wyrzeczenia. Oni mogą być jeszcze bardziej niezadowoleni ode mnie.