Dorosły, a też bez głosu

Dorosły, a też bez głosu

Jak orła cień…
Gonię terminy jak wilki za dzikiem, jak konie w galopie, jak niebo nad nami, Wiadomo, co nie? Dom wyładowuje baterie. Tuż po uniesieniu powieki nad ranem energia spada o dwie kreski. Dzieci też pobierają ostatnio więcej mocy.. na co? Co one właściwie robią?

Lecę na rezerwie.
Nie mam żadnego power banku. Cała karma życiowa na luty już wykorzystana. Przydałby się wreszcie urlop. Jak każdemu rodzicowi. Wieczny urlop by się przydał. Może wygrana wycieczki w Kole Fortuny? Z biletem tylko dla mnie! Nie, nie jestem egoistą. Żona też mogłaby wygrać sobie podobną wycieczkę, np. w Jednym z dziesięciu. I też niech sobie odpocznie od nas wszystkich.

Ostatni tydzień spędziłem na zajmowaniu się setką rzeczy na raz. Niby nic nowego, ale przy dwójce dzieci te wszystkie rzeczy są jakoś bardziej czasochłonne. Z zazdrością myślę o wszystkich, którzy dysponują czasem wolnym według klucza: robić tak, żeby mi było dobrze. Cholera, jakie to proste i użyteczne.

Również od pewnego czasu wrzucam na Instagram zdjęcia zegarka. Robię je na chwilę przed skończeniem pracy. Damn! 3:23, 2:29. Za jakiś czas zobaczymy, która godzina zilustruje mój dzisiejszy koniec dnia. Pamiętam, że kiedyś miałem problemy ze wstawaniem do szkoły. Dziś praca do rana i wczesne wstawanie idą mi lepiej niż szkoła. Dziwna sprawa, bo dosyć dokładnie pamiętam, że wyrok szkolnictwa brzmiał: nic z ciebie nie będzie. Opierało się to zazwyczaj o nieobecności. No, ale jak miałem być obecny na zajęciach, skoro nie chciało mi się wstawać?

Dzisiaj jest lepiej.
I może nadal nie dosypiam, może wciąż zajeżdżam się do granic możliwości, ale przynajmniej robię to z przyjemnością. Niestety ta „przyjemność” przynosi czasem niespodziewane efekty. Ten wczorajszy był komiczny.

Otóż od tygodnia przygotowywaliśmy prezentację dla jednego z Klientów. Jedenaście osób pracowało równocześnie, żeby napisać ciekawy materiał. Dni, noce, weekend, może i były męczące, ale skończyły się dobrze. Prezentowałem akurat ja. Nie ma sprawy, to nie problem. Lubię gadać. Tym bardziej, jeśli mam coś mądrego do powiedzenia.

Poniedziałek, 9:00.
Spotkanie w najgorszym możliwym terminie.
Położyłem się spać w okolicy 4:15. Czasu na regenerację miałem mniej więcej tyle, co jedno poważne, długie siku. Wychodząc z domu, przemknąłem obok śpiących dzieci, a żona skumała, że mnie nie ma dopiero w okolicy 11:00. Dojeżdżam 9:01. Tak zwane lekkie spóźnienie jest grane. Wchodzę. Dzień dobry, dzień dobry. „Chciałbym wam przedstawić hrhrhrhr, ksz kszt…” 😉

Ciało odmówiło posłuszeństwa, zamiast dalszej części zdania pojawił się ból gardła, kaszel i chrychanie. Chrychanie to słowo zaczerpnięte z Lubelszczyzny albo spod Poznania. Oznacza, że nie możesz wydusić z siebie słowa, bo kaszlesz z bólu.

YYYhh Khhyy ! Hyy!
I oto oni widzą Ciebie – człowieka, który lekko nie domaga, a przyszedł z prezentacją… Nooo… to teraz się zacznie – pomyślą. Godzina chrychania w ciasnym pokoju. W poniedziałek rano. Doskonały start w tydzień. Odchrząkiwanie, a potem wzajemne uściski. Wspólna miska z ciasteczkami. Wymiana wizytówek… Karuzela dla zarazków.

Tydzień przygotowań, wszystko dopięte na ostatni guzik. Poza tym jednym guzikiem odpowiedzialnym za wyspanie się, zmęczenie, zdrowie. Nie dał się dopiąć. W zmęczeniu jestem gruby. Dobra… Szybki ogar na miejscu. Przypomniało mi się, że ostatnio wrzuciłem gdzieś do torby Tantum Verde. Zazwyczaj nie używam leków, ale to była sytuacja wyjątkowa. Zresztą napisane, że na ból gardła. To ostatnia deska ratunku. Przez chwilę czułem się jak kobita, próbująca ogarnąć coś w swoim przepastnym torbisku. Naszukałem się tak samo.

No to siup.
Chwila moment, szast-prast, psik, psik. Aparat mowy odzyskany.
Dzień dobry, proszę bardzo. Zaprezentowałem. Poszło genialnie. Wszyscy byliśmy z siebie bardzo zadowoleni. Pokonaliśmy przeciwności losu. Zrobiliśmy przezajebiaszcze propozycje! Bajka po prostu, Nowy York. Wszystko czad… tylko Klienta nie przekonaliśmy. Jego budżetowe „sky is the limit” sięgało sufitu… Igloo.
Teraz idę spać. Żeby oprócz gardła, nie rozbolała mnie też głowa.