Dzieci dezorganizują pracę, czy to rodzice dają się dezorganizować?

Przez kilka lat żyłem w drobnym kłamstwie. Wydawało mi się, że dzieci są powodem braku organizacji życia – a wręcz jego dezorganizacji absolutnej. Byłem w stanie wymienić na jednym oddechu dziesięć rzeczy, których nie jestem w stanie robić „tak jak kiedyś”. Jak coś nie szło, to najlepszym rozwiązaniem było powiedzenie, że to przez dzieci.

I tak było do czasu pierwszych ferii w podstawówce. Jakimś cudem udało się wyeksportować dzieci do dwóch babć, na DWA TYGODNIE. Nigdy w życiu (od czasu pierwszego porodu) nie byliśmy sami przez tak długi czas.

Planowaliśmy zrobić 150 zaległych rzeczy, spotkać się z każdym niewidzianym osobnikiem, a nawet sięgnąć po coś więcej. Plan był genialny, bo przecież w domu nie mieliśmy tego „najgorszego czynnika ludzkiego – dzieci”.

Jak bardzo się myliłem, zaczynam rozumieć dopiero teraz. Już chyba nie ma co mówić o tym, że w ciągu dwóch wolnych tygodni nie zrobiłem niczego ponad program.

Ba, nawet nie zrealizowałem nawet podstawowych założeń. Nie pisałem więcej, bo nie czułem, żebym miał o czym pisać. Nie pracowałem w domu, bo nie miałem zbytniej motywacji. Nawet nie ogarniałem za bardzo w domu, nie naprawiłem piekarnika, nie ogarnąłem ogrodu, samochodu. NIC.

Jedyne co wydawało mi się, że jest łatwiejsze, to fakt, że w codziennej pracy miałem więcej spokoju, a po pracy nie musiałem przedzierać się przez korki na czas, żeby tylko zdążyć do przedszkola po córkę. Cała reszta była bez zmian.

Okazało się to czego najbardziej nie chciałem do tej pory zaakceptować. Problemem nie są dzieci, tylko ja. Wbrew pozorom dzieci systematyzują życie, już nie mówiąc o samym dawaniu sensu do działania.

Faktycznie, są uporczywe jak zadają sto pięćdziesiąt razy jedno i to samo pytanie – ale z drugiej strony, czy jest na świecie inna szansa na przypomnienie sobie wiedzy o świecie od zera? Chcąc odpowiedzieć na wszystkie trudne pytania, trzeba zajrzeć do wielu książek – no chyba, że jest się rodzicem lubiącym powtarzać „nie wiem”.

  • Dzieci bywają irytujące, ale im przejdzie.
  • Czasami męczą bułę, ale to dlatego, że to my nie mamy siły. To nie ich wina.
  • To nie one robią dezorganizację życia, to my nie opanowujemy sztuki organizacji.

Większość problemów, których autorstwo przypisujemy dzieciom, to po prostu nasze dorosłe nieogarnięcia. Zamiast narzekać na dzieci, lepiej uzmysłowić sobie, że to tylko dzieci – z praktycznie zerowym bagażem doświadczeń.

Po to w ich życiu jesteśmy my, żeby pokazać dzieciom co to jest: systematyczność, spokój, opanowanie, mądrość, umiejętność rozmowy… i milion innych rzeczy. Nie jest tak?