Jeszcze niedawno mówiło się, że profesjonalizmem jest obienie pracy szybko, bezbłędnie i najlepiej tanio. Szybko, bo jeśli coś umiesz i masz w tym doświadczenie, to na pewno zadanie będzie trwało krótko. Bezbłędnie, bo nieomylność to podobno tylko umiejętność opanowania określonego zasobu informacji. A tanio, bo jako społeczeństwo coraz bardziej pozbawione granic, mamy dostęp do wszystkiego i wszędzie. A równocześnie w międzyczasie synonimem słowa „praca” stało się urzędowe siedzenie od dziewiątej do siedemnastej.
A tu klopsik – 9-17 znika
Świat wszystkim się niedawno usystematyzował. Technologie wkroczyły w nasze życie zawodowe na pełnej petardzie. Nagle wszystkie żyjące pokolenia zyskały możliwość kontaktowania się ze sobą. W ciągu kilku lat zaczęliśmy dysponować urządzeniami o możliwościach większych niż trzy moje pierwsze komputery osobiste razem wzięte. Co jest jeszcze lepsze w tej historii, nosimy takie mega mocne urządzenia w kieszeniach.
Jestem pokoleniem, które wie co to kasety magnetofonowe, Internet z modemu i budki telefoniczne na kartę. Widziałem na własne oczy jak w ciągu ostatnich 15 lat, komputery stały się podstawowym narzędziem pracy zdecydowanej większości zawodów. Nawet gdyby tego postępu nie odnosić tylko do pracy, to mogę po prostu odnieść to do życia prywatnego. W jednym i drugim przypadku korzystam z tych samych narzędzi. Komputery, smartfony, maile, połączenia.
Zaczynam ten tekst w taki sposób z ważnego powodu. Chciałbym, żebyście założyli (lub zauważyli), że technologie rozmyły granicę pomiędzy sferą zawodową i prywatną. Praca jako taka to przede wszystkim relacje międzyludzkie. U podstaw, umiejętność zwykłej rozmowy z drugim człowiekiem, jest czynnikiem mówiącym o tym czy jesteś dobrym pracownikiem.
Jeśli pracujesz dla kogoś, w jakiejś firmie lub dla klienta akceptującego jakość Twojej pracy, to jesteś zależny od jego opinii. Ile razy doświadczyliście w swojej pracy niesprawiedliwości polegającej na czyjejś błędnej ocenie?
Takiej gdzie ewidentnie wiedzieliście, że Twoja praca przegrywa nie ze względu na jakość pracy, a przez np. „sfochowane widzimisię”. Wiecie, że zrobiliście coś dobrze, ale przegrywacie: przetarg, klient bierze usługę od Twojej konkurencji. Albo klient zamówił usługę, ale nie zapłacił. Projekt miał być łatwy, ale idzie jak po grudzie. W większości przypadków chodzi o relacje. Ktoś inny zna kogoś lepiej, bardziej rozumie się z klientem. Ktoś ułatwia życie drugiej stronie. Czasem to gra pozorów, ale to są właśnie relacje. Dobre relacje z ludźmi mogą pomóc ogarnąć każdą, nawet najtrudniejszą pracę.
Family Guy
Teraz przypominam sobie wcześniejszego siebie. Dwadzieścia pięć lat, brak jakichkolwiek zobowiązań życiowych. Mogłem pozwolić sobie na pracę 24h, niekończące się życie towarzyskie – lub jak mówią radiowe reklamy farmaceutyków „spotkania towarzyskie i prywatki”.
Każda impreza firmowa, moja czy obca, byłem tam. Król życia i dusza towarzystwa. Relacje z ludźmi budowały się same. Życie zawodowe kwitło w tempie trudnym do ogarnięcia. Byłem ma bieżąco ze wszystkimi. Miałem czas na pracę i wszelkie inne dziwne pasje. W biurze mogłem być o każdej godzinie i do każdej godziny.
Działałem w myśl zasady: powiedz mi co trzeba zrobić, jeśli tego nie umiem – nauczę się do rana. Korzystałem z tej możliwości. Pracowałem max ile się dało, żeby zdobyć jak najwięcej doświadczenia. Planem był brak planu. Byle być w ruchu. Jak Johnnie Walker. Keep walking.
Szybki skok do przodu.Jestem po trzydziestce.
Zapieprzałem do tej pory w każdej pracy i uczyłem się na własnych błędach. A teraz „nagła” zmiana. Jestem family guy’em. Jeżdżę rodzinną toyotą. Do pracy mogę przyjść dopiero w momencie kiedy odwiozę dzieci do przedszkola. Czasu pomiędzy siódmą, a dziewiątą nie spożytkuję na pracę w samochodzie, bo muszę dbać, żeby wiezione przeze mnie potwory dotarły bezpiecznie do celu.
Nie będę w biurze codziennie o ósmej. Raz w tygodniu może się uda, ale cały czas? Wyjść z biura muszę maksymalnie o 17:00, bo w innym przypadku nie zdążę odebrać dzieci z przedszkola. Ostatnio odebrałem dzieci minutę po 18.00. Były ostatnie. Smutny był to obrazek. Choć tym razem winne były korki. Coś nie do przewidzenia. A jednak korki też trzeba przewidywać w domowym planie pod pozycją „najpóźniejsza godzina o jakiej mogę wyjechać z pracy”.
Nieszczęścia chodzą po ludziach (szczęścia też)
Oczywiście wypadki losowe, typu choroba dzieci, wezwanie z urzędu skarbowego, wypadki – powodują, że czas dotarcia i wybycia z pracy się różnicuje. Trzymajcie w pamięci tego 25 latka bez zobowiązań. Porównajcie sobie ten podstawowy czynnik określający „ocenę przydatności pracownika”. Punktualność.
Jako młody ja, moim głównym zadaniem było przede wszystkim obudzić się o poranku. Aktualny ja musi spinać dziesięć różnych rzeczy zanim zawiąże buty i wyjdzie z domu. Jedyną metodą na punktualność jest planowanie. Coś czego nie lubię. Serio, nie lubię. Żona mnie tego uczy. Dobra sprawa, ale ja wychowałem się w kulcie spontaniczności.
Na szczęście kultem pobocznym była kreatywność, radzę sobie więc kreatywnie łącząc fakty. Planowanie jest jednak jedyną skuteczną metodą na zdrowie psychiczne. Jeśli rodzic chce być dobrym człowiekiem w domu i wartościowym pracownikiem, musi trzymać się kalendarza.
Oczywiście, jeśli jesteś typem człowieka, który ma *wykichane” (ta, obiecaliśmy sobie w domu, że ograniczymy wulgaryzmy) to planowanie sobie odpuść. Wszystko sobie odpuść. Metoda „miej wykichane, a będzie Ci dane” jest dla niektórych ludzi jedyną dewizą życiową. I nikt tego nie zmieni. Nie ma co drążyć tematu.
Ale jeśli jesteś typem człowieka, który chce robić i mieć spokój w głowie, trzymaj się dwóch zasad. Raz sobie pozwolę na bluzga:
Planuj i zapieprzaj!
Metoda na przerwanie złej passy w pracy jest prosta. Tak prosta, że mało kto wierzy w jej działanie. Trochę boli, ale da się przeżyć. Chcesz ją znać?
Planuj swoje ruchy, a potem pracuj tak jakbyś pracował(-a) dla siebie. Żeby było dobrze, trzeba zapierdalać. Pozwoliłem sobie na długi wstęp do krótkiego podsumowania. Brać wszystkie możliwości, które przynosi życie – i starać się je wykorzystywać. Od siedzenia na dupie, jeszcze nic się samo nie naprawiło.