Kryzys w edukacji? Naprawić trzeba szefa.

Kryzys w edukacji? Naprawić trzeba szefa.

Ministerstwo edukacji to firma. A edukacja to branża. Jak coś w firmie nie działa, to nie obwinia się mrówek, które pracują tak jak się tego od nich wymaga. I to rolą pracodawcy jest w tym przypadku zapewnić działający system, wytyczne pracy, rozliczanie i bycie generalnie efektywnym.

U nas w edukacji jakoś zdało się przerzucić odpowiedzialność na pracowników. Nagle to pracownik ma decydującą rolę. To tak jakby mówić, że poziom gastronomii jako takiej jest zależny od kelnerów. Albo, że poziom poczty polskiej to tylko wina listonoszy. Albo, że to sklepikarze są odpowiedzialni za złą dietę klientów.

Nie jest winny pracownik, a szef

To całość nie działa i nie jest to winą pracowników. Myślę, że nie ma co się łudzić, że dla naszych dzieci edukacja się zmieni. Systemu nie da się naprawić nawet w 8 lat. Nie udało się zreformować w tak krótkim czasie innych, mniej emocjonujących, a bardziej mechanicznych projektów. Tak jak od lat 80tych nie udało się naprawić naszego szkolnictwa, tak nie uda się tego. Jeśli ktokolwiek cokolwiek zmienia, to dla dzieci naszych dzieci. I jeśli nasze pokolenie ma zrobić jakąś dobrą zmianę dla świata, to powinien ogarnąć chociaż to. Inaczej będziemy się wstydzić przed naszymi wynikami za własna nieudolność.

A edukacja nie jest niezbadana. Jest bardzo zbadana. Mamy mnóstwo wiedzy o tym jak edukować, co jest dobre dla procesów uczenia, wiemy gdzie liczą się emocje, istnieją badania naukowe pokazujące jak docierać do umysłów, jak nie nudzić, jak być ciekawym dla odbiorców. Wiemy ile osób powinny mieć grupy w szkole, żeby skutecznie przekazywać wiedzę. Wiemy, że pośpiech nie działa, że wypadałoby uczyć dzieci o żywieniu, równości i prawie. Że przydałoby się skupić na dzieciach, a nie na biurokracji.

Głośniejszy ma rację?

Ale dajemy sobie wybijać argumenty z rąk. Wygrywa jak zwykle ten kto głośniej krzyczy. A to prowadzi do bylejakości. Szkoła to nie jest przechowalnia dzieci. Tzn bywa, ale nie powinna. I samo się to nie zmieni. Spójrzcie jutro wokół siebie i zastanówcie się z iloma osobami macie wspólne poglądy. Niby każdy chce dobra dla swoich dzieci, ale jakoś wizja drogi do tego szczęścia bywa niespójna. A jak sobie z tym poradzić?

Dajcie mówić specjalistom. Tu nie trzeba wyważać otwartych drzwi, tylko zarządzić z głową, zmienić tak, żeby nie miało prawa coś nie działać. Ustalić zasady i zacząć od nowa.

W moich czasach też była reforma edukacji. Byłem ostatnim rocznikiem, który był pomiędzy zmianami. Pamiętam jak smakował chaos. Nauczyciele mówiący wprost, że niektóre niedogodności to efekt niedoinformowania. No i po tylu latach wracamy do tych samych problemów. Jako społeczeństwo nic się nie uczymy. Dajemy popełniać te same błędy na które narzekaliśmy u siebie. Czyż nie jest to absurd? Kto to przerwie?

Jeśli edukacja w Twojej szkole niedomaga, to przestań się oszukiwać. Jesteś pierwszą osobą, która może to poprawić. W trudnym strajkowym czasie to na rodziców spadnie ciężar zasypywania dziur. I nie denerwujcie się, że tak jest. Musimy to przecierpieć wspólnie. Żeby przynajmniej w przyszłości nie trzeba było przerabiać tego tematu ponownie.