Wiesz jaki jest szczyt bezczelności? Opublikować badanie z którego wyniknie, że zdrowe (naturalne i nieprzetworzone) jedzenie jest niezdrowe. Myślałem, żeby to zignorować, ale nie. Nie możemy tego tolerować. Ja jestem szczęśliwym człowiekiem znającym realia marketingowe. Wiem co jest dobre, a co jest po prostu dobrze promowane. Szanuję naturę i wiem, że zdrowe jedzenie to takie, któremu niezbyt wiele pomaga się w życiu – nie potrzebuje specjalnych nawozów, ani obrony przed szkodnikami typu robak. Na pewno nie ufam jedzeniu, które od małego jest leczone (nawozami chemicznymi) oraz takiemu, które umie podtrzymywać swoje życie w nieskończoność po zerwaniu (jakieś konserwanty etc.).
Na zdrowy rozum. Nie czujecie, że całe to zamieszanie w ramach artykułów: „sraty taty, ktoś udowodnił, że niezdrowe jedzenie jest zdrowsze” to celowe działanie? Celowe, tj takie, żeby rozmyć w naszych głowach pewien problem. Na naszym rynku większość reklamowanego jedzenia to szajs przez który wiele osób choruje. W krótkim okresie czasu nie są to groźne choroby. Czasem to po prostu gorsza dyspozycja żołądkowa.
A zastanawialiście się kiedyś czy jedzenie może wpływać na psychikę? Na przykład na dobry humor?
Nie? To zrób to teraz. Wyobraź sobie, że jesz jakiś bigos z puszki, słabego pochodzenia, ze smalcem, i starą kapustą. Zjadasz to, bo w sklepie na półce było tańsze o 1,5 pln od innego produktu. Zjadasz to i 2 godziny później czujesz się źle. Złoty + pięćdziesiąt groszy. Oszczędnością zafundowałeś sobie problemy z brzuchem, wizytę w ubikacji. Etc. Opłacało się?
Dla mnie nie.
Ja szanuję każdą godzinę mojego czasu. Wściekam się, kiedy przez nieuwagę wywołuję u siebie migrenę od niezdrowego jedzenia. Na przykład jedząc nawciskane chemią ryby, drugiego dnia budzę się z bólem głowy, który ustępuje dopiero po przespaniu kolejnej nocy. Jeden zły posiłek i tracę jeden dzień na odzyskanie harmonii.
Moje dzieci jedząc chemiczny szajs dostają kataru i szybciej łapią infekcje. Cholera. Nie będę tolerował szajsu na sklepowych półkach i u mnie w domu. Nie będę promował złych rzeczy na blogu. Zastanawiajcie się co wrzucacie do koszyka – bo w końcu to co ląduje w koszyku, wyląduje w Waszych brzuchach.
Możecie sobie pomóc na przykład taką pomocą naukową: http://czytamyetykiety.pl/
Do mnie najbardziej przemawia właśnie ta kwestia oszczędności, dzięki której mogę sobie zafundować jakieś problemy. Tak jak dojadanie całego obiadu czy tam pizzy, kiedy jest się już pełnym. Dojem i będę się czuł źle przez parę godzin, a nie dojem, to wyrzucę resztkę wartą mniej niż 5zł i będę się czuł świetnie. Dobre samopoczucie za 5zł? Poproszę.
Zgadzam się w 100 %. Nie kupowanie zdrowych produktów bo są 2 – 3 zł droższe, oraz zmuszanie się lub innych do zjedzenia do końca, „bo nie wypada zostawić” lub „bo tatuś za to zapłacił” to najbardziej absurdalne i jednocześnie powszechne zjawiska.
Żeby to było takie proste…. ja próbuję oduczyć swoich dzieci śmieciowego jedzenia i co z tego, że się staram jak widzę w plecakach, że jedzą co chcą.
A mój syn dostaje zdrowe jedzonko do swojej śniadaniówki, a potem znajduję w niej papierki po cukierkach, które widzę pierwszy raz na oczy. Wymienia się albo koledzy / koleżanki są tacy dobrzy, że mu dają :).