Który samochód sprawdził się najlepiej na rodzinnych wakacjach?

Który samochód sprawdził się najlepiej na rodzinnych wakacjach?

W te wakacje nie mogę narzekać na brak motoryzacyjnych radości. Nie mieliśmy praktycznie niczego zaplanowanego, był pełen spontan przy każdym wyjeździe.

Dziękuję polskiej ekipie Nissana, bo nasze wakacyjne tripowanie nie udałoby się gdyby po drugiej stronie nie było życzliwych i przemiłych ludzi. Nadążali za naszymi zmiennymi planami. To była jedna wielka improwizacja, która jest była dla nas najbardziej udanymi dalekimi wypadami z dziećmi.

W lutym pojechaliśmy X-Trailem do Wisły, żeby jednorazowo nagrać video promocyjne dla nowego modelu. Wszystko co działo się później, to już tylko obustronna sympatia i perfekcyjne operowanie dostępnymi terminami 🙂

Jakiś czas po wypadzie X-Trailem, mieliśmy okazję powrócić do Wisły niebieskim Qashqai’em. Wydawało mi się, że na tym się nasza przygoda się zakończy. A tu miłe zaskoczenie. Pod naszym domem mogą stać kolejne modele. Jeszcze nie miałem możliwości zmieniania nowych samochodów z taką częstotliwością.

Następnie w moje ręce wpadł nowy ELEKTRYCZNY LEAF. To jest moja miłość. Do tej pory nie rozumiałem o co jest cały raban związany z Teslą, autonomicznymi pojazdami, brakiem benzyny itd. Teraz już wiem. Jeśli tylko będę miał możliwość, to muszę mieć samochód elektryczny. Jego sprawność, komfort, cisza, zabezpieczenia (!) to jest coś co może człowiekowi tylko pomóc. Nie miałem okazji czytać wcześniej informacji nt. LEAF’a. Dopiero po „odpaleniu” silnika zobaczyłem, że ma 250 km zasięgu na jednym ładowaniu. Da się jeździć kilka dni do pracy. w.o.w. To było moje pierwsze zaskoczenie. Drugiego doznałem jak wcisnąłem gaz, a samochód przyspieszał nie wydając dźwięków. Słychać było jedynie koła. Ale o moim nowym elektrycznym zainteresowaniu będzie chwilę później.

A jeszcze później była ogromna, z wielkim bagażnikiem, pomarańczowa Navara.

I gdybym jeździł tymi samochodami tylko przez weekend, to bym nie miał pełnego porównania.  Latałem nimi do pracy i w 1000 km trasy na jeden strzał. Każdy z nich ma swoje mocne i słabsze strony. Ale to krótko opowiem przy konkretnym modelu. Bo w każdym widzę inną funkcję. W idealnym świecie chciałbym mieć po jednym modelu każdego typu. Albo przynajmniej elektrycznego LEAF’a 😉

Po kolei.

X-Trail

Kiedy wsiadłem do niego pierwszy raz zimą, to podobało mi się w nim to, że jest ciężki, a przy napędzie 4×4 w dieslu brzmi czołgowato. Me like it. Jechaliśmy nim na dłuższy wyjazd, więc skończyliśmy w nim całą przestrzeń bagażnika.

Jednakże sama podróż była super, bo w środku ma sporo przestrzeni, z dwustrefową klimatyzacją jest dobrym przyjacielem na dłuższą podróż. Nie czuje się przejeżdżanych kilometrów.

Olga i samochód rodzinny
Olga i samochód rodzinny

Te X-Traile, którymi jeździliśmy, miały wysokie wyposażenie, więc trudno, żeby nie czuć się tam dobrze. Nawet ja, niezwracający większej uwagi co do wyglądu, odnotowałem, że w środku jest po prostu ładnie. Akcenty kolorystyczne dopasowane do lakieru robią robotę.

Wbrew pozorom mieści się w różne miejsca na miejskich parkingach. Działa w nim kamera 360, pozwalająca na widzenie dookoła, więc można łatwo zaparkować praktycznie wszędzie. To jest taki typowy wóz rodzinny, który może spełniać rolę reprezentacyjnej fury do pracy.

Qashqai

Ten samochód wpadł nam w ręce przypadkiem. Zrobiliśmy z nim taką samą trasę jak X-trailem. Całkiem przypadkiem, po prostu miejsce w którym nocowaliśmy w Wiśle przypadło nam do gustu. Potraktowaliśmy je jako bazę pomiędzy podróżami.

Pojechaliśmy do Wisły, wdrapaliśmy się tym samochodem na najwyższą górę i dostaliśmy mieszkanie z sąsiadami, którzy przypominali o 22:00, że jest CISZA NOCNA. Opryskliwi byli. Nie przyjechali się chyba bawić. Musieliśmy wytłumaczyć dzieciom, żeby były cicho, bo starsi ludzi (30+) potrzebowali spać.

Przed wyjazdem z salonu, usłyszałem dowcip, że ten model ma cudowną właściwość – generuje paliwo. No i wiadomo, że zaśmiałem się jak z taniego żarciku 😉 Ale prawda okazała się nie leżeć jednak tak daleko.

Faktycznie, jeśli jedzie się nim bez hardcorowych szaleństw, to spalanie jest bardzo niskie. Spodziewałem się tankowania w połowie baku. Mam wrażenie jakby to był silnik, który jest faktycznie poskręcany tak, żeby działać optymalnie w mieście.

Do 140km/h na autostradzie sobie radzi super. Oczywiście mówię o modelu, który miał… 1.6L silnika.

W jeździe miejskiej nie odstaje od reszty równie ładnych samochodów.

Ten niebieski miał manualną skrzynię biegów. Brązowy z kolei był automatem. Automat wyręcza z niepotrzebnej roboty. Przy podróżach z dziećmi jednak staję się fanem automatów. Tym bardziej, że można się na nich bawić w „celuj w ekonomiczną jazdę” na komputerze 😉

LEAF

LEAF stał się moją miłością. Do momentu jego poznania uważałem, że samochody elektryczne to pieśń przyszłości i lekka fanaberia ludzi, którzy mają tyle kasy, żeby je kupić. Coś co nastąpi, teraz jest sztucznie pompowane i generalnie „jeszcze tak se”.

A tu dostałem obuchem w głowę. Elektryczny samochód, który ma 250 km zasięgu na jednym ładowaniu. Mogę go podłączyć do normalnego gniazdka na podjeździe w domu.

Nie jeżdźę już na stację benzynową. Nie tankuję paliwa. Nie wymieniam oleju w silniku. Przyspieszenie mam na poziomie 7,9s do setki. Samochód nie wydaje odgłosów, więc można w nim pracować na telefonie tak, że nikt nie usłyszy, że nie siedzisz w biurze.

Oczywiście to, że takiego samochodu nie ma jeszcze każdy, to nie jest niechęć do zakupu. Jedynym problemem wydaje się być tylko cena.

Ciekawy jestem czy koszt napraw eksploatacyjnych znanych z tradycyjnych silników potrafi przewyższyć koszt zakupu elektryka. Bo gdyby nie ten koszt, to jest to jedno z najlepszych rozwiązań do miasta.

Nie generuje spalin, jest cichy. I ja rozumiem, że są przeciwnicy samochodów elektrycznych, mówiący, że prąd i tak trzeba jakoś wytworzyć. Może i tak, ale przynajmniej samochody nie wwożą sukcesywnie spalin do miasta.

Jeśli też dobrze zrozumiałem, to samochody elektryczne mogą w Warszawie jeździć po bus pasach. Tooo się może przydać rano.

Też wbrew pozorom, elektrykiem da się jeździć nawet po Europie. To co mnie zaskoczyło, to to, że istnieje sieć oficjalnych i nieoficjalnych ładowarek do samochodów. Prywatne osoby udostępniają ładowarki w różnych miejscach świata. Istnieje społeczność wymieniająca się takimi informacjami. Swoją drogą… jeśli używa się GPS’a zamontowanego w LEAF’ie, to jeśli cel przekracza możliwości baterii, to GPS zlokalizuje możliwe po drodze ładowarki. W najgorszym wypadku istnieje możliwość znalezienia gniazdka z prądem. Simply as that.

Jest też jeden gadżet. Można kupić do domu specjalną ładowarkę, która skraca czas pełnego ładowania z 20 do 6 godzin. W ten sposób da się wracać do domu z pracy, włączać ładowanie w nocy i mieć samochód naładowany i gotowy do jazdy już rano.

Navara

To ona ruszyła z nami w najdłuższą podróż na mazury. Idealnie się dopasowała, bo ruszaliśmy na wieś. Miejsca mniej dostępne, górki, niewiadomo jaka pogoda.

No i bawiliśmy się świetnie. Wielka paka w tym samochodzie dawała nam możliwość zabrania wszystkiego co chcieliśmy. Rowerki, hulajnogi, ubrania i wszystko co tam tylko było nam trzeba. Wszystko sobie siedziało na pace. A my komfortowo z przodu.

Navara to nie jest opcja wyposażeniowa taka jak X-Trail, to jest samochód, który nie boi się pracy. Gdyby był moją własnością, to pewnie obtłukłbym go za chwilę i nie miałbym o to żalu. On po prostu nadaje się, żeby mieć blizny na masce 🙂

Wbrew pozorom palił mało. W modelu którym jeździliśmy był silnik 2,3 L w dieslu. Tankowałem go mniej więcej z taką częstotliwością jak w naszym kombi 1,6 benzyna. Daje do myślenia 😉

Różne samochody, różne potrzeby

Poza tym co widzisz na zdjęciach, jeździłem w wakacje jeszcze Toyotą Corollą, Aurisem, Yarisem i Citroenem lodówką. Miałem okazję doświadczyć chyba wszystkiego. Lodówka dawała najwięcej specjalnych wrażeń, aż pewnego dnia postanowiła pod sklepem się nie uruchomić.

Wracając do samochodów ze zdjęć. Gdybym mógł to chciałbym je wszystkie.

Qashqai – miejski. Typowo miejski, zwinny i mało pali. Rodzina się mieści, da się już nim pojechać na zakupy do Ikei.

X-Trail – reprezentacyjny. On jest ładny, a z jeszcze ładniejszym lakierem, to jest po prostu zajebisty. Nie pali już tak mało, bo ciężko nim jeździć powoli. Fajnie się słucha jak silnik pracuje.

LEAF 2 – to jest cud i kierunek w jakim pójdzie motoryzacja. Do transportu w ramach dużego miasta, jego zasięg jest idealny. 250km zasięgu i możliwość ładowania prosto z gniazdka. A i mam jedną ciekawostkę. Raz bałem się podłączyć ładowarki (ma mega moc), bo była noc i padał deszcz. Wpisałem w Google pytanie czy można podłączać jak złącza do ładowania samochodu są mokre.

Odpowiedź mnie zgniotła. Japońscy naukowcy wiedzą, że ich produktów używają świry. Zrobili ładowarkę, którą można podłączyć nawet jeśli leje się na nią strumień bieżącej wody. Nie boi się na pewno deszczu. Za pierwszym razem czuje się dreszczyk emocji, ale okazuje się za chwilę, że jednak naukowcy zrobili dobrą robotę.

Navara – marzenie na wieś. Jeśli kiedyś przeprowadzimy się na jakąś absolutną wieś, to chcę go/ją mieć. To jest absolutnie przyjaciel każdego człowieka. Duży, bezpieczny, napęd umożliwiający jeżdżenie po wszystkim i ze wszystkim. No i ładny. Na ulicy robi wrażenie. Genialny dla rodzin, bo… ma tyle miejsca, żeby schować tam pół domu.

Jeśli będziemy żyli w mieście, to chcę mieć samochód elektryczny.
Jeśli będziemy żyli na wsi, to wyobrażam sobie jak chodzę na spacery z Navarą. <3

2 comments
  • Zbygniew
    29/08/2018

    Nigdy jeszcze nie jeździłem samochodem elektrycznym, a przypuszczam, że to całkiem nowe doznania. W każdym razie u mnie wybór byłby bardzo podobny do Twojego. Fajnie, że miałeś okazję zapoznać się z tymi autkami 😉

    • Tata w Pracy
      29/08/2018

      Zbieram się, żeby o tym napisać, bo powiem Ci, że byłem w procesie kupowania samochodu do domu. Ale po elektryku zastanawiam się mocno czy w ogóle w Warszawie ma sens coś innego. Ten LEAF by mi zrobił robotę, ale trochę za drogo to jest na ten moment.

Comments are closed.