Lubię taki ruch jaki zrobił się na naszym fejsie po wrzuceniu zdjęcia z butelkami piwa. Pokazuje, że nie zawsze oceniamy tak jak w rzeczywistości. Okazuje się, że jak wszędzie mamy podział między ludźmi.
Mamy kilka grup – jakby to nazwać: „sposobów na komunikowanie spożycia alkoholu pośród rodziców„:
- Rodzice dla których nawet breezery to płyn piekielny.
- Ci, którzy popijają do obiadu, ale nikomu w życiu o tym nie powiedzą.
- Tacy, którzy piją alkohol nie częściej niż jedzą ser pleśniowy.
- Ale też tacy, którzy nie robią z tego żadnego halo, bo są bardzo dalecy od jakichkolwiek negatywnych sytuacji.
- No i ci co piją wino. Są poza kategoriami.
Dwa tygodnie temu dostałem do testu alkomat. Sprzęt wart ponad 400 zł. Leży sobie i czeka, bo (nawet w Święta), nie piłem tyle, żeby sens miało wkładanie do niego baterii. Dzisiaj wrzucam zdjęcie z piwem na fejsy i znowu nie zrobię sesji z alkomatem, bo głupio trochę szukać procentów w powietrzu, po jednym piwie. Może na Nowy Rok się uda. Dzisiaj mi się odechciało.
Historia z piwem zaczęła się wcześniej. Mając siedem lat czekałem w samochodzie, latem. Chciało mi się pić. Byłem sam. W ruch poszedł litrowy FAXE. Siedziałem chyba w Syrence. Piwo być może uratowało mi życie!
Mając kilkanaście lat naprawiałem sąsiadom komputery… Że reinstal windowsa, odpalanie autocada, albo inne nudne rzeczy. Nie dostawałem za to pieniędzy. Zapłatą były butelki z Perłą. To był jeszcze czas kiedy nie miałem określonego smaku piwa. Ale nastolatek w szalonych latach ’90 i parę „Zarobionych” piw, to była waluta na weekend. O patologio!
Oczywiście mój ojciec również pił Perłę. Ale nie smakowała mi.
Tyle spełnionych warunków, skrajnie alkoholowych. A dzisiaj siedzę i drugi tydzień nie mogę dać rady wypić tyle alkoholu, żeby alkomat coś wykrył. Gdzie te skrajnie nieodpowiedzialne rzeczy, które mnie dotknęły mówią o stanie dzisiejszym?
Oczywiście szanuję mega to, że tolerancja na nadużywanie alkoholu w rodzinach jest tak mała. Pamiętam rodzinne dramaty z lat ’90. Jak to się mówi, „nasi starzy potrafili grubo wypić”. A my patrzyliśmy. W nowym tysiącleciu mam wrażenie, że jesteśmy wszyscy mądrzejsi.
Dlatego pytanie brzmi: udawać, że asortyment sklepu monopolowego nie trafia do większości domów, czy podejmować temat i szczerze dzielić się miłością do Perły lub innych lokalnych produktów, które po prostu lubicie?
ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY, A MY NIE NAKŁANIAMY DO PICIA. NIEPICIE JEST DUŻO BARDZIEJ OK. JUŻ PIERWSZA FALA KOMENTARZY MÓWI O TYM, ŻE ALKOHOL NIESIE ZE SOBĄ RÓŻNE SKUTKI. ROZMAWIAMY.
Ja bardziej od picia lubię robić alkohol, a konkretnie wino. Zaczęło się od tego, że zarówno mi, jak i sąsiadom mnóstwo winogron się marnowało.
Nie ma co się czaić! Nie róbmy tabu z picia piwa! A że przy dzieciach? To co? Mam wychowywać dziecko w wierze, że alkohol nie istnieje, czy że jest zły? Kolejna odsłona hipokryzji… lubię wypić, ale będę udawał, że
nie. Ja lubię i spożywam. Z umiarem o przyjemnością A dzieci widzą i uczą się, że można normalnie i nie jest to nic strasznego Zakazane tajemnice przyciągają najmocniej.
Tia..wszedzie swieci sami co maja idealne dzieci,malzenstwa,extra prace i wyjazdy zagramaniczne 399 razy w roku….. zapraszam do stolicy Perelki:)