Moi drodzy. Jeśli macie inną opinię od mojej to zachowajcie ją dla siebie. Jeśli uważacie, że rotawirusy to śmiertelny hardcore. To bójcie się. Nikomu nic nie wmawiam, nikogo nie przekonuję. Wyrażam opinię o niezłym nagięciu rzeczywistości. Moja opinia opiera się na własnym doświadczeniu. Nie polecam robienia tego samego co robię ja. Ja tylko analizuję życie swoje i moich dzieci vs. reklama (a w tej mam sporo doświadczenia). Doświadczenie zawodowe daje mi prawo do wyrażania opinii, nawet tych mocnych.
Mam wrażenie, że dzięki takiemu wstępowi jaki właśnie napisałem, jestem dużo bardziej poprawny niż promocja leków z jaką właśnie się zetknąłem. Nie wiem, czy to jest pierwsza odsłona tej kampanii, chyba nie. Mam wrażenie, że widziałem ją już przed narodzinami mojego pierwszego dziecka. Widziałem ją i przestraszyłem się. Była ona powodem podania „szczepionki” mojemu dziecku. Czułem się bezpiecznie.
Teraz obejrzyjcie to:
A teraz parę zdań wstępu. Pamiętajcie, że promując leki musicie spełnić pewne normy prawne. Nie możecie na przykład kłamać wprost. Jako, że nie możecie wprost, to agencja reklamowa musi znaleźć odpowiednie słowa „na około”, które nie będą prawdą, ale będą sugerować Ci rozwiązanie. W idealnej wersji, reklama leku mówiłaby co dokładnie lek robi i w jaki sposób pomaga. Teraz zastanówcie się czy reklamy leków, które na Was zadziałały, mówiły o faktach, czy o emocjach.
Jeśli o emocjach, to czy naprawdę warto takim emocjom ufać? Czy lek nie powinien być konkretem? Lek nie może mieć domniemanego działania/efektu. Jeśli tak jest, to znaczy, że dajesz przekonać się reklamie czegoś niepotrzebnego. Równie dobrze może być to placebo. Chociaż w tym przypadku placebo byłoby lepsze. Zazwyczaj skuteczność placebo oscyluje wokół 40-50%. Ale nie przynosi skutków ubocznych. Złe leki przynoszą skutki uboczne.
A teraz kolejno odlicz, przewinienia tej REKLAMY nazywanej przez producenta GlaxoSmithKline „Akcją społeczną”. Czy akcją społeczną można nazwać szerzenie strachu? Według PZH rocznie zachorowań wymagających interwencji jest około 6500. Populacja której dotyczy ta liczba zachorowań to około 1 100 000 (dzieci w wieku 1-3). Czy ma sens kampania ogólnopolska, strzelanie z armaty w 1 100 000 osób, celując do 6500 osób? Co z pozostałymi1 093 500? Czy to nie jest szerzenie strachu? Czy organizmy pozostałej części społeczeństwa nie stają się organizmami mutującymi z powodu przyjmowania dodatkowych chemikaliów i organizmów u lekarza? Najlepsze jest to, że musisz za to dodatkowo płacić.
„Kiedy urodził się Antoś, nie wiedziałam, że dzieci mogą tak ciężko przechodzić zakażenie rotawirusami”
To jest książkowy zabieg. Na pierwszy strzał, wal w mordę, tak żeby odbiorca nie miał wątpliwości, że jest się czego bać. Pani nie widziała, jakie mogą być powikłania. A czy to mówi o jakimś konkrecie? Czy Pani z reklamy podaje jakieś liczby? Ani jednej? Ciekawe czemu?
„Antek miał biegunkę, wymiotował no i z powodu odwodnienia trafił do szpitala”
Zastanowiliście się czy bohater filmu rzeczywiście istnieje? Czy pani z reklamy ma faktycznie dziecko o imieniu Antek, czy Antek naprawdę był w szpitalu? Jeśli nie, to znaczy, że reklama nadal nie mówi o żadnym konkrecie. Ba! Operuje wymyśloną historią choroby pewnego dziecka. Historią choroby, której nie było. Jeszcze nie czujecie się oszukani?
„Dlatego Amelkę zaszczepię już na pierwszej wizycie szczepiennej”
Dajcie mi dowód na to, że bohaterka zaszczepiła swoje dziecko. Nie wiem czy zauważyliście, ale nikt tu nie powiedział „idź i zaszczep, to dobre”. Nie. Słyszycie o wymyślonej historii, która sugeruje, że powinniście zrobić to samo!
„Bo wierzę, że szczepienie może ją uchronić przed rotawirusami”.
I tu padają dwa moje ulubione słowa, dzięki którym możecie naskoczyć (ktokolwiek może) korporacji! WIERZĘ i MOŻE. Tak jak ja wyrażam opinie na blogu, tak w tej reklamie wyrażana jest opinia. Pani wierzy i ma nadzieję, że szczepienie ją uchroni. A ty za pieniądze i na swoim dziecku możesz przetestować ich produkt. Nikt nie gwarantuje (wierzę), i nikt nie obiecuje, że szczepienie będzie miało pozytywny skutek (może). Najlepsze jest to, że korporacja nie bierze żadnej odpowiedzialności za działanie leku. Jeśli zadziała to super (ale nie dowiesz się nigdy, czy to nie była naturalna odporność), ewentualnie nie zadziała. Jeśli nie zadziała to myślisz, że dasz radę udowodnić nieskuteczność szczepienia?
Sfera wizualna
A teraz hicior. Przypomnijcie sobie jak wyglądają reklamy alkoholu, albo jakie ostrzeżenie o niebezpieczeństwie jest nadrukowane na paczce papierosów. Ogromne ostrzeżenie. Ja reklamę „anty-rotawirusa” widziałem w TV. Mam telewizor płaski, LCD, duży, telewizję nowej generacji. Ale w reklamie szczepienia na rotawirusy, ważne informacje napisane są tak:
Czemu to pokazuję? Bo ja nie jestem w stanie nic z tego przeczytać. Czy lek mający (podobno) ratować życie, nie powinien być kompletny? Czy takie zabiegi nie są ukrywaniem informacji? Dla mnie sprawa jest jasna.
Ogólny obraz
… ogólny obraz jest prosty. Historia jak z bajki, rodzice oczekują na dziecko. Ale nagle czar pryska. Pojawia się zły rotawirus. Zły rotawirus, który jest w stanie wykosić całą ludzką populację. Żeby się jej przeciwstawić, musisz podać dziecku szczepionkę. Szczepionkę, która uratuje Twoją rodzinę i przywróci uśmiech na twarzy. Wybór jest Wasz. Ja się tylko czepiam. Człowieku, miej wątpliwość.