Mam taką prośbę. Nie odbierajcie tego jako lament. Robię sobie sprawozdanie z ostatnich 60 minut, kiedy to „pracuję w domu”. Praca przede wszystkim polega na tym, żeby włączyć komputer i przy nim siedzieć. Klikać, pisać, sraty-taty.
Wróciliśmy z tzw „ćwiczeń”. Dzieci wybawione w siłownianym pokoju zabaw, jest 22:15. Środek dnia. Skaczemy od razu do 23:18. Godzinę temu, moja kochana żona powiedziała do mnie tylko: „przygotuj mi jedną rzecz do obiadu i idź pracuj”. „Jedna rzecz” została zrobiona po 10 minutach. W międzyczasie doszło karmienie małego psa. OK. Ale pies sam sobie nie zrobi jedzenia. No to jeb. Mamy jedzenie dla psa. Przypominam sobie, że nowy duży pies, jest niekompatybilny z małym starym psem. Raz jedno na dwór, raz drugie na dwór. Mija 15 minut. Siadam, odpalam komputer. Przychodzi jedno dziecko z kąpieli. Obczaja mi ekran i łazi po głowie, bo już zmęcz, bo nie było mnie w domu. Idzie jedno. Zaraz przychodzi drugie. Postanawia zrobić to samo co pierwszy oprawca, plus zaczyna klikać co popadnie. Oczywiście zaczyna od dotykania ekranu w laptopie – bo przecież każdy ekran jest dotykowy (!). Potem kliki, kliki. No i ilustracja do tego wpisu jest zrobiona przez córkę. Znalazła skrót klawiszowy do wywoływania tego okna.
Idzie sobie. Zaczynam robotę. 23:40.
Początek dnia.