Mimo swojego sporego wyluzowania (nie mylić z lekkomyślnością), przeszłam już dawno etap wciskania jedzenia dziecku na siłę :/
Zły wpływ na moje początkowe podejście do karmienia, miało wiele rzeczy, ale demotywujące teksty prababci, na przykład: „Dziecko TRZEBA nakarmić przymusem jak samo nie chce.„
Wszystkie infekcje łączyłam z poważnym niedożywieniem. Kupowałam herbatki dla niejadków itp. Po wielu walkach, powiedziałam dość. Postanowione, ogarnijcie się sami!
Nie chcesz jeść, to nie! Minął tydzień, dziecko jadło tylko tyle, żeby podtrzymać funkcje życiowe. Jeden tydzień po totalnym oddaniu kontroli dziecku, odetkało się 🙂
Tryumf na twarzy męża pamiętam do dziś!
Myślę, że dzieci połączone są z matkami niewidzialnymi przewodami i kumają wszystko wokół nich. Wiedzą co się z nami dzieje i co sobie myślimy. Nawet kiedy usypiam te dwa małe potwory, to zasypiają dopiero po mnie.
Ale do rzeczy: dzieci podobnie jak zwierzęta, jeśli maja dostęp do wody i pożywienia, nie umrą. Same instynktownie wiedzą co jest dla nich najlepsze i ile tego szczęścia trzeba zjeść lub wypić. Wielbię blw, (metoda dla leniwych :D) szkoda tylko, że tak późno o tym przeczytałam.
Podsumowując, jeśli tylko dzieci są gotowe (same siedzą), pozwólcie im siadać razem z Wami przy stole.
Dla nich to nauka zachowań społecznych, a was mobilizuje do gotowania zdrowo (bo nikt przy zdrowych zmysłach, nie będzie gotował dwóch wersji obiadu).
Będziecie też musieli znaleźć czas, żeby spędzić go z całą rodziną. Do it. Smacznego i siły.