Trochę szaleństwa, deadline blisko jak zwykle. Ja jak zwykle miałem mnóstwo czasu… Słyszałem od tygodnia, że nie zdążę wydrukować naklejek. W międzyczasie zepsuł mi się komputer na którym mogłem projektować cokolwiek, więc szansa na niepowodzenie była spora. Ale spiąłem się i w ostatni dzień przed Wigilią udało mi się zorganizować naklejki do tego „projektu”.
Skąd to wziąć?
Miesiąc wcześniej kupiliśmy w IKEA dwie białe szafki. Nazwy nie podam, bo szukaliśmy ich na czuja. Wiadomo, że nie chciało mi się ich składać, ale na szczęście ta konstrukcja to dosłownie pięć minut budowania. Mikro-mebelki kupiliśmy podczas tej samej wizyty. Ten sklep nadaje się do kupowania prezentów, bo dzieciaki można zostawić w sali zabaw. Jedna godzina – czas – start – biegniesz, żeby zdążyć – wrzucasz do bagażnika w samochodzie – dzieciom mówisz, że wpadliśmy tylko po ciasteczka owsiane.
W Liroyu kupiłem metr wykładziny imitującej trawę. Wystarczyło dociąć.
Reszta zabawek była już w domu.
Moment składania.
Nie będę ściemniał. Nie rwałem się do wykonywania tego całego przedsięwzięcia. Gdyby nie Ola, mielibyśmy wszystko w częściach. Dostarczyłem jej złożone szafki, wydrukowane naklejki, które Ola nakleiła po wewnętrznej stronie.
Na górze wklejone są lampki LED’owe na baterie.
Każdy pokój to inny świat. Zaczynamy wprowadzać do niego superbohaterów. 🙂
