Od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad tym, jakimi poradami wymieniali się nasi dziadkowie? Naśmiewamy się w Internecie z głupawych porad i tricków, które jakoś mają pomagać w najdziwniejszych sytuacjach.
Spodziewałem się, że zderzę się z jakimiś abstrakcjami, które pozwolą powiedzieć mi „wow, kiedyś to było gorzej! nasi przodkowie nic nie wiedzieli!”.
Rozczaruję Was już na początku. Ponad sto lat temu książka brzmiała lepiej niż mają się dzisiejsze standardy. Wiele rzeczy praktykowanych jest do dzisiaj!
Jak się dobrze przyjrzycie, to znajdziecie w tym wiele pola do analizy teraz vs kiedyś. Książka, której kawałki Wam tu dzisiaj wyłożę, to pozycja z 1904 roku – Dobre i złe wychowanie w przykładach.

Napisała I. Moszczeńska – Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie.
Noworodek w 1904 roku, przykłady
Temat #1: Niemowlę, noszenie na rękach, początek wychowania, smoczek.
a) Dobre wychowanie.
Ojciec. Dlaczego to maleństwo dzisiaj tak ustawicznie krzyczy? Czy mu co jest?
Matka. Nie, nic mu nie jest; krzyczy, gdyż chce,, bym go wzięła na rękę. Niańka nosiła je, gdy krzyczał i od tej pory zwykle póty płacze, póki się go na ręce nie weźmie.
Ojciec. Tego nie należy robić. Wprawdzie zdrowy rozwój dziecka wymaga, by je co pewien czas z ciepłej pościeli wydobyć nie tylko dla obmycia lub przebrania, lecz aby członkami swobodnie poruszać mogło. Jednakże nie powinno wchodzić w zwyczaj nieustanne noszenie dziecka na rękach, zwłaszcza w chwili, gdy się tego krzykiem domaga.
Matka. Zapewne, że nie należało go do tego przyzwyczajać, skoro to się już jednak stało, muszę się tego w dalszym ciągu trzymać, bo inaczej zakrzyczy się na śmierć!
Ojciec. Broń Boże! Trzeba dziecku tylko raz pokazać, że krzykiem niczego nie dokaże. W ciągu kilku dni można je od tego odzwyczaić. Tymczasem będziemy musieli cierpliwie krzyk jego znosić. Należy jednak uczynić wszystko, co się da, by dziecku jego położenie uprzyjemnić.
Ponieważ pragnie poruszać członkami, dajmy mu w jego łóżeczku tyle swobody, ażeby mogło się przewracać i wierzgać nóżkami, nakrywając je luźno i lekko, o ile wymaga potrzeba, by je od zaziębienia uchronić. Pragnienie nowych wrażeń można zaspokoić w ten sposób, by łóżeczko dziecka lub wózek w rozmaity sposób przestawiać, albo mu. nowe przedmioty przed o- czy podsuwać, lub też słuch jego zabawiać. Zwłaszcza dzieci wrażliwe,pragną noszenia na rękach, ponieważ się nudzą, a zmysły ich domagają się wrażeń urozmaiconych. To też przestają płakać, skoro dostrzegą lub posłyszą coś nowego.
Upodobanie dziecka do kołyszącego ruchu jest pozostałością z epoki przed narodzeniem. Dawniej zadawalniano je kołysaniem. Od czasu, gdy kołyska wyszła ze zwyczaju, zaczęto mu to wynagradzać przez ruchy wózka. Właściwie chodzi głównie o to, by potrzebie rozwoju dziecięcego organizmu czynić zadość przez zatrudnienie od czasu do czasu jego wzroku, słuchu, zmysłu mięśniowego.
Nigdy jednak nie powinno dochodzić do tego, by dziecko tyranizowało swoją opiekunkę i krzykiem zmuszało ją do ulegania jego kaprysom.
Matka. Ależ mój drogi, teraz przecież nie zaczniesz już syna wychowywać; trzeba to odłożyć do pory, gdy rozumu nabierze.
Ojciec. Nie; wychowanie, mojem zdaniem, już od pierwszego dnia powinno się zaczynać. Skoro dziecko nabierze rozumu, będzie mogło już niejedną rzecz przez nas wymaganą czynić ze świadomością słuszności naszych wymagań. Zanim to jednak nastąpi, musi już nabierać nawyknień dobrych i pożytecznych, a przede wszystkiem przywyknąć do spełniania woli rodziców. Już miałaś sposobność zauważyć, jak szybko wzrasta samowola dziecka i jak szybko ono spostrzega, że krzykiem może czegoś dokazać. Choć więc ze względu na porządek oraz na rozwój dziecka, trzeba je czasem brać na rękę, nie powinno mu to otwierać pola do kaprysów i samowoli, to też zaczynając wychowanie od pierwszych chwil życia, trzeba je nosić nie wtedy, gdy krzyczy, lecz wtedy, kiedy się to potrzebnem okaże.
b) Złe wychowanie.
Cóż to dzisiaj za krzyk Ależ to nie do zniesienia. Nieustanny.
Matka. Malec chce, by go wziąć na rękę i nosić.
Ojciec. To go weź; ja będę miał wreszcie spokój, a dziecko przyjemność i obadwaj będziemy zadowoleni.
Matka do niańki. Słyszałaś, co pan mówił? Kiedy dziecko krzyczy, masz je wziąć na ręce i nosić! Po dwóch dniach dziecko tak przywykło do noszenia, że natychmiast zaczyna krzyczeć, skoro je tylko położą do wózka i krzyczy, póki go na ręce nie wezmą.
Matka i niańka kolejno dzień i noc noszą je na rękach, aż w końcu upadają ze znużenia. Dziecko zauważyło już, że dla przeprowadzenia swej woli potrzebuje tylko krzyczeć.
Ojciec. Na miłość boską, czemuż ten malec znowu krzyczy całemi godzinami? Czyż go nikt nie nosi? Od czegóż mamy niańkę?
Matka. Ależ nosimy go obie z niańką na przemian, choć już upadamy ze znużenia, ale teraz nabrał nowego nałogu. Bierze w buzię róg prześcieradła i ssie. Doktór mówi, że nie można na to pozwalać, gdyżto zbyt wiele wilgoci z ust jego pochłania, a prócz tego naraża na zakażenie.
Ojciec. Cóż znowu! Doktorzy się na tem nie znają.
Za moich czasów dawano dziecku do ssania smoczek lub korek gumowy. Żadne jeszcze z tego nie umarło. Zobaczysz; daj malcowi smoczek a krzyczeć przestanie.
Matka. Ale jak doktór zobaczy smoczek, z pewnością i tego zabroni.
Ojciec. Po cóż ma doktór widzieć smoczek? Kiedy przyjdzie, możesz go przed nim schować.
Malec dostaje smoczek, a następstwa tego nowego wstrętnego urządzenia niebawem dają się odczuć. Dziecko krzyczy więcej, niż kiedykolwiek.
Matka do ojca. Smoczka dziecku już dawać nie mogę, ale wynalazłam sposób. Zostawiam mu w buzi korek gumowy od jego buteleczki z mlekiem po każdem karmieniu i ssie póty, póki nie uśnie, — od tej pory nie krzyczy. Teraz malec ma nieustannie w buzi gumowy korek, a gdy go mu choć na chwilkę odbiorą, krzyczy w niebogłosy. Pozostały na nim osad m leka i śliny psuje się i kwaśnieje, ro zwijają się bakterye, narażając dziecko na liczne niebezpieczeństwa.
Lekarz kategorycznie domaga się usunięcia korka. Od tej pory dziecko stale trzjuna w buzi palec i ssie tak zawzięcie, że go prawie rozrania. Gdy mu na to nie pozwalają, krzyczy na całe gardło.Rozsądne i konsekwentne postępowanie od samego początku byłoby zawczasu zapobiegło tym wszystkim trudnościom .
Temat #2: Zabawki! Rozwój zmysłów.
a) Dobre wychowanie.
Matka. Mój kochany! Dziecko nie ma się czem bawić; freblowskie kule, walce i kostki już go nie bawią; czy mam mu kupić trzeci dar, pudełko z ośmiu klockami podłużnemi?
Ojciec. Masz słuszność, że dziecku należy dostarczyć zajęcia. Zabawki freblowskie są bardzo dobre, ale nie wystarczające. Frebel chciał, by dziecko za pomocą pierwszego daru poznało czucie dotykowe rzeczy miękkiej i kulistej, a zarazem i barwy. Za pomocą drugiego ma zaznajomić się z powierzchnią twardą i gładką, płaską i krzywą, z krawędziami i kątami.
Po za tern jednak istnieje wielkie bogactwo wrażeń rozwijających zmysły dziecka, a służyć do tego muszą różne przedmioty.
Natomiast pudełko z klockami do budowania jest dla rocznego dziecka jeszcze przedwczesnym podarunkiem, gdyż obmyślenie i wykonanie jakiejś budowy jest zbyt trudnem zadaniem dla takiego maleństwa.
Najpierw dziecko musi ćwiczyć zmysły, uczyć się oglądać i rozkładać. Znacznie później dopiero będziemy musieli zaspakajać jego popęd twórczy.
Zauważyłaś już zapewne, że dzieci w tym wieku lubią łamać i psuć zabawki. Nie wynika to, jak się nieraz mówi, z popędów niszczycielskich, które tłumić i tępić należy, jest to raczej popęd badawczy, którem u należałoby czynić zadość.
Dawajmy więc dziecku do zabawy takie przedmioty, któreby mogło bez obawy brać do buzi, albo też na nie się przewrócić. Zbytkowne zabawki, które raczej dorosłym przyjemność sprawiają, byłyby bezpożytecznem marnotrawstwem.
Kawałek kolorowej bibuły, stare, tekturowe pudełko, gałązka lub kwiatek z ogrodu i tym podobne przedmioty dostarczą dziecku więcej korzyści i przyjemności zarazem, niż cenne zabawki, których mu popsuć nie wolno.
Nie trzeba też karać dziecka za to, że zabawkę stłucze, gdyż nie ma ono wcale pojęcia o jej wartości i nie ma zamiaru jej marnować. Jednakże nie trzeba także dawać dziecku dużo rzeczy naraz, lecz jedno po drugiem.
Nadmiar zabawek oszałamia dziecko, przesyca je, przyczynia się do wyrobienia płytkości i przedwczesnego zblazowania. Dopiero, gdy jedną rzecz gruntownie pozna, zbada i znudzi się nią, należy mu nową podsunąć. Zużyte przedmioty trzeba chować, a kiedy je dziecko po jakimś tygodniu zobaczy, z uciechą je znów powita. Odświeżą się przywiązane do nich wspomnienia, a spotęgowana w ciągu tego czasu zdolność spostrzegawcza okaże się, gdy dziecko te zabawki na nowo będzie oglądać i badać.
b) Złe wychowanie.
Matka. Nic już teraz nie pomaga, nie mogę malca utrzymać w spokoju, o ile mu wciąż nowych zabawek nie dostarczam. Teraz już sama nie wiem, co mu kupić. Dzieciak tarza się wśród stosu zabawek, a żadna mu przyjemności nie sprawia.
Ojciec. Wczoraj widziałem śliczne zabawki, ale co prawda dość kosztowne: owieczkę, która głową kręci, a przy tern beczy, i pudla, którysam biega po pokoju, gdy się go nakręci. Kupię mu to na jego urodziny.
Matka. Wiesz, że bardzo krótko trwała uciecha z tych ślicznych nowych zabawek, które mu kupiłeś. Malec odrazu urwał owieczce głowę i ogon. Pudla bał się z początku; krzyczał i płakał, gdy się do niego zbliżał. Później oswoił się z nim aż zanadto i tak się z nim źle obchodził, że mechanizm się popsuł i dziś już pudel wcale nie biega. Niedawno połamał mu nogi. Dałam mu za to klapsa, poczem naturalnie był wielki krzyk.
Od tej pory nie chce patrzeć na te rzeczy i odrzuca je ze złością, gdy mu je daję do zabawy.
Ojciec. Trzeba ten jego popęd niszczycielski surowemi karami wykorzenić. Szkoda istotnie tylu pieniędzy wydanych na zabawki. Ledwie zostały zapłacone, już po nich. Na przyszłość będziemy mu takie ładne cacka tylko pokazywać, ale mu ich nie damy do ręki. Swoją drogą możnaby było uniknąć szkody, gdyby niańka była siedziała przy dziecku i zabawiała je zwierzątkami, a broniła ich dotykać.
Nigdy niema dostatecznego dozoru, zawsze po staremu to samo, ale to groch o ścianę, jak widzę, a wszyjstko w końcu na mnie spada, bo muszę kosztowne zabawki znowu kupować. Czy nie możnaby czasem pożyczać zabawek od dzieci sąsiada?
Matka. To się nie da zrobić; te dzieci są o rok starsze i w doskonałym stanie swe zabawki utrzymują, wątpię więc, by je nam pożyczyć chciano.
Ojciec. Może jednak przyszłyby chętnie ze swemi zabawkami do nas. Zaproś kiedy Marylkę do naszego synka. Tak dobrze wychowana dziewczynka może będzie miała korzystny wpływ na chłopca i pokaże mu, jak się można bawić, nie niszcząc zabawek.
Temat #3: Nauka nie powinna być ani zabawką, ani karą..
a) Dobre wychowanie.
Ojciec do nauczycielki: Nauka jest zawsze p r z y k r ą dla dzieci, dlatego należy dążyć do uprzyjemnienia jej. Znałem nauczyciela, który twierdził, że dzieci mogą się wszystkiego nauczyć przez zabawę i bez najmniejszego trudu. Prszę, o niech się i pani trzyma tego systemu.
Niech pani cały materyał naukowy ujmuje w formę zabawy, aby dzieci nie były zmuszane do najmniejszego wysiłku i aby im nauk a żadnej nie sprawiała przykrości. Wykład trzeba często przeplatać żarcikiem, opowiadaniem jakiegoś wesołego zdarzenia, za naukę obiecywać nagrodę, słowem, robić wszystko, co się da, ażeby nau kę uczynić jak najłatwiejszą.
Nauczycielka do ojca. Nie mogę się zgodzić na pańskie zapatry wanie. Nauczanie powinno być istotnie tak umiejętne i przystępne, ażeby dzieciom ułatwiać zrozumienie i przyswojenie udzielanych wiadomości, ażeby rozbudzić ich zainteresowanie. Wykład istotnie nie powinien być suchy i nużący, aby dzieci nie zrażać i nie odstręczać. Przyznaję nawet, że pewne proste elementarne wiadomości może sobie dziecko wśród zabawy przyswoić np. początki rachunków.
Daleko jednak metoda ta nie może nas zaprowadzić. Wkrótce nadejdzie chwila, gdy dziecko zmuszone będzie do natężenia umysłowego, gdy skutkiem tego nauka musi przestać być zabawą, a wymaga pracy.
Gdyby dziecko żyło do tej pory w przekonaniu, że nauka i zabawa to jedno, doznałoby nagłego rozczarowania i zraziłoby się do tego rodzaju męczącej a wcale niezabawnej rozrywki. To też trzeba je od początku. przyzwyczaić, by naukę brało na seryo i poczytywało ją nie za zabawę, lecz za obowiązek.
Im prędzej dziecko dojdzie do przekonania, że życie nie z samych rozrywek się składa, im prędzej przywyknie myśleć o spełnieniu obowiązku jako o czemś koniecznem i nieuchronnem, tem łatwiej przyjdzie mu kiedyś zmierzyć się z poważnemi zadaniami życiowemi, które każdego w przyszłości czekają.
Spełnienie obowiązku niechaj dla niego stoi zawsze na pierwszym planie, zabawa zaś na drugim. Rozkosz, płynąca z miłej zabawy, będzie tem żywszą, jeśli nastąpi po pracy. Dzieci, nieustannie zabawie oddane, przesycają się nią szybko, są znudzone i zblazowane.
Jeżeli zaś najpierw godzinę lub parę godzin sumiennie popracują, z ochotą śpieszą do zabawy i oddają się jej całą duszą, a nudów nie znają.
Ojciec. Muszę przyznać, że po głębszym namyśle słowa pani trafiają mi do przekonania. Kierowała mną tylko chęć zapewnienia dzieciom mym jak najzupełniejszego szczęścia w dzieciństwie, gdyż wiem, że dalsze życie i tak im cierpień i trosk nie oszczędzi. Właśnie dlatego nie chciałem im tych najszczęśliwszych chwil dzieciństwa zatruwać mozolną nauką.
Nauczycielka. Nie obawiaj się pan; tak źle bynajmniej nie będzie.
I tym akcentem pokazałem Wam dosłownie kilka większych fragmentów z tej pasjonującej książki 🙂 Dobre i złe wychowanie w przykładach – rok 1904. Czujecie to? 😀